Luna z uśmiechem patrzyła
na wszystkich, którzy cieszyli się z wygranej wojny.
Voldemorta nie ma, więc
wszystko jest w porządku… ale czy na pewno?
Blondynka zwróciła wzrok
na wejście do Wielkiej Sali, wiele osób zostało rannych i leżeli teraz w
Skrzydle Szpitalnym. Wstała i ruszyła pomóc Pani Pomfrey - nie żeby nie
cieszyła się z końca tego koszmaru - ale wiedziała, że są ludzie potrzebujący
pomocy, a ona zawsze uważała, że innym trzeba pomagać przede wszystkim!
- Panno Lovegood , dlaczego Pani nie świętuje?
- zapytała madame Pomfrey, widząc dziewczynę wchodzącą do Sali chorych.
- Chciałabym Pani pomóc - odpowiedziała z
delikatnym uśmiechem.
- Och drogie dziecko, każda para rąk się
przyda - powiedziała szczęśliwa pielęgniarka.
- Co mam robić? - zapytała Luna.
- Zmień bandaże mężczyźnie pod oknem - odparła, podchodząc do szafki, otworzyła ją i
wyciągnęła bandaże, które podała blondynce.
Luna podeszła do
ciemnowłosego mężczyzny i przygryzła wargę rozpoznając w nim Augustusa
Rookwooda. Przypomniała sobie pewne zdarzenie z Malfoy Manor.
Luna
siedziała w kącie lochu, nie bała się , przypomniała sobie słowa, które
usłyszała gdy była dzieckiem „Umiera się nie po to, by przestać żyć, lecz po
to, by żyć inaczej”, więc czego się bać?
Nagle
drzwi lochu się otworzyły, blondynka uniosła wzrok na mężczyznę, który wszedł z
groźną miną.
- Masz – warknął rzucając jej chleb i butelkę
z wodą.
- Dziękuję - odpowiedziała od razu zaczynając
jeść.
- Dziwna jesteś - mruknął.
- Często to słyszę - odparła z uśmiechem. -
Czytałam gdzieś, że dziwna rzecz – być normalnym. Nie wiesz, kiedy przestajesz
być normalny. Dowiadujesz się, że jesteś normalny, kiedy wracasz z krainy
szaleństwa. Normalność jest jak dziwny, dziki ptak, który śpiewa ci w duszy nie
dlatego, że musi, ale dlatego że chce*.
- Lepiej zachowaj dla siebie te mądrości -
ostrzegł zimnym głosem.
- Ty wiesz co chcą mi zrobić, prawda? -
zapytała po chwili, widząc że czeka aż skończy jeść.
- Wiem -spojrzał na nią, mrużąc oczy. - I
sądzę, że ty też!
- Mogą mnie torturować… ale ja nie powiem im
nic co chcieliby wiedzieć!
- Naprawdę jesteś głupia – warknął. - Ratuj
siebie dziewczyno, a nie jakiegoś gówniarza, który uciekł z przyjaciółmi.
- On nie uciekł - Luna spojrzała na niego poważnie. - Harry, Ron i
Hermiona robią to co do nich należy, nie wierzę że uciekli!
- Jesteś naiwna -powiedział, widząc jej
uśmiech.
- Naiwność to tylko jedna cząstka mych baśni,
humor bowiem stanowi ich sól -odpowiedziała.
Rookwood
tylko pokręcił z niedowierzaniem głową i wyszedł.
Przychodził
codziennie przez tydzień, przynosił jej jedzenie i namawiał by wydała Gryfonów.
Gdy
odmawiała, wściekał się.
- Jesteś nic nie wartą idiotką – krzyczał. -
Czarny Pan jutro zacznie cię torturować, wiesz co to oznacza?
- Będzie się nade mną znęcał - powiedziała
cicho.
- Więc powiedz mu co chce wiedzieć! -
rozkazał.
- Gdy zniszczymy miłość i przyjaźń, cóż wartościowego pozostanie na tym
świecie? - odpowiedziała mu rozmarzonym głosem. - Harry jako jedyny nie
wstydził się mnie zaprosić na przyjęcie, Hermiona zawsze mnie pocieszała, gdy
ktoś mnie obraził, a Ron zawsze znosił moje głupie gadanie gdy byłam smutna.
- Inaczej będziesz mówiła jutro, kretynko -
Rookwood obrzucił ją wściekłym spojrzeniem, po czym wyszedł.
Rano
przyszedł po nią jeden ze Śmierciożerców, tortury były długie i bolesne, lecz
Luna nic nie powiedziała, po trzech godzinach straciła przytomność.
Gdy
odzyskała świadomość leżała znowu w lochach, a nad nią pochylał się Rookwood.
- Mówiłem żebyś im powiedziała - odezwał się,
podając jej eliksir. - Wypij go!
- Dziękuję - wyjęczała z trudem.
- Nie wytrzymasz tych tortur - mruknął.
- Dam radę - odparła po chwili. - Jestem
twarda, choć nie widać!
- Widać - powiedział i wyszedł.
Luna
była poddawana torturom przez następne trzy dni. Za każdym razem, gdy się
budziła Rookwood pochylał się nad nią i opatrywał rany.
- Dlaczego mi pomagasz? - zapytała pewnego
razu.
- Sam tego nie wiem - wzruszył ramionami. -
Mam dzień dobroci!
- Wiesz, nigdy nie myślałam, że spotkam tu
kogoś dobrego - wyszeptała.
- Nie gadaj takich głupot – warknął. - Ja nie
jestem miły, robię to bo może mam w tym jakiś cel, nie pomyślałaś o tym?
- Myślałam, ale nie doszłam do takich wniosków
- powiedziała z lekkim uśmiechem, po chwili spoważniała. - Dlaczego mu służysz?
- Szlamy nie powinny chodzić do Hogwartu,
powinny służyć prawdziwym czarodziejom!
- Szlamy…- powtórzyła cicho. - Hermiona jest
Mugolką, a nie znajdzie się w szkole nikt od niej mądrzejszy!
- Na Twoim miejscu nie zadawałbym się z takimi
ludźmi!
- Jakim? - zmarszczyła czoło. - Mugole nie są
tacy źli!
- Są i radzę ci to zapamiętać - warknął i
wyszedł.
Luna
z trudem usiadła i spojrzała na zamknięte drzwi.
Wiedziała,
że jutro znów po nią przyjdą, pamiętała, że w czasie tortur Lastrange śmiała
się, że zostanie oddana któremuś z Wewnętrznego Kręgu… nie wiedziała jak to
wytrzyma, lecz jej charakter nie pozwalał pogrążyć się w rozpaczy, starała się
znaleźć w każdej sytuacji jakiś pozytyw, na przykład może zostanie oddana
profesorowi Snape’owi? On na pewno jej nic nie zrobi! Wiedziała, że jest
szpiegiem, więc będzie ją chronił! Z tą myślą zasneła.
Tortury
trwały jeszcze dwa dni.
Rookwood
pojawiał się w jej celi co kilka godzin.
- On cię nie wypuści – warknął. - Zmądrzej
dziewczyno!
- Jestem mądra, inaczej nie byłabym Krukonką -
odpowiedziała słabym głosem.
Nagle
drzwi celi się otworzyły i stanął w nich Snape z nieprzytomną Hermioną.
- Masz dwa tygodnie - mruknął w stronę
Rookwooda.
- Wystarczy - mężczyzna skinął poważnie głową.
- Co z Hermioną? - zapytała Luna z obawą.
- Nie twój interes - powiedział tylko Snape i
wyszedł niosąc Gryfonkę.
- Profesorze niech pan jej pomoże! - krzyknęła
za nim.
- Zamknij się głupia! - Rookwood zamknął
drzwi. - Martw się o siebie!
Luna
przypomniała sobie krzyki, które słyszała wczoraj w nocy.
- To była Hermiona! - domyśliła się i łzy
pojawiły się w jej oczach.
- Nic jej nie będzie - uspokoił ją mężczyzna.
- Snape się nią zajmie, więc nie rycz!
Powiedziawszy
to wyszedł.
Luna
po chwili się uspokoiła.
- Profesor Snape jest po naszej stronie! -
tłumaczyła sobie. - Hermiona jest w dobrych rękach! Nic jej nie będzie! A ja….
- rozejrzała się dookoła i westchnęła. - Jeszcze żyje - wyszeptała i zasnęła.
Przez
następne dwa tygodnie nic się nie zmieniło, tortury, uzdrawianie przez
Rookwooda, jego kpiny i docinki, jej odmowy wydania przyjaciół…
- Dlaczego mi pomagasz? - zapytała pewnego
dnia, gdy Śmierciożerca ją opatrywał.
- Mam dzień dobroci, mówiłem już! - warknął.
- Raczej miesiąc - spróbowała zażartować.
- Jesteś żałosna - pokręcił z niedowierzaniem
głową. - Zamiast siebie ratować…
- Ratuje przyjaciół - dokończyła za niego. - I
nie zmienię tego!
- To jest żałosne i…
- Jak ci na imię? - zapytała nagle.
- Co cię to do cholery obchodzi?!
- Jestem ciekawa…
- To przestań być! - warknął i wyszedł,
trzaskając drzwiami.
Na
następny dzień Lastrange doprowadziła Lunę do opłakanego stanu.
Dziewczyna
była półprzytomna, z bólu płakała, lecz nie mogła pogrążyć się w błogiej
nieświadomości.
- Musimy się pośpieszyć - usłyszała znany jej
głos Mistrza Eliksirów.
- Zrobię to dzisiaj - odparł Rookwood.
- Wiesz co robić - powiedział Snape i Luna
usłyszała trzask zamykanych drzwi.
- Mam na imię Augustus - usłyszała szept przy
swoim uchu.
- Ładnie - wychrypiała z trudem.
- Wiem o tym Lovengood - warknął i wziął się
za jej uzdrawianie, dzięki czemu już po chwili blondynka siedziała z
przymkniętymi powiekami pod jedną ze ścian.
- Mogę zasnąć? - zapytała z nadzieją.
- Nie - odparł podnosząc ją z ziemi, z trudem
utrzymała się na nogach. - Musimy iść!
- Gdzie?
- Dowiesz się na miejscu - odpowiedział tylko
i, chwyciwszy ją za ramię, wyprowadził z lochów. Na szczęście nikogo po drodze
nie spotkali, więc po chwili znaleźli się pozna murami Malfoy Manor.
- Zwolnij - poprosiła.
- Musimy oddalić się od tego cholernego
miejsca bym mógł nas teleportować - warknął.
- Wiesz, że jesteś dobrym człowiekiem? -
zapytała go cicho.
- Nie gadaj głupot - przyśpieszył.
- Poznałam cię dobrze i wiem, że nie jesteś
Śmierciożercą, jesteś tym kim profesor Snape…
- Szybko - warknął Rookwood, przyśpieszając.
- Nie mogę szybciej - wyszeptała zmęczona
Luna.
Mężczyzna
przeklął pod nosem, odwrócił się w jej stronę i chwycił w ramiona.
- Nie musisz…
- Milcz – warknął, idąc szybko.
Luna
była zbyt zmęczona by protestować, wtuliła się w Rookwooda i wyczerpana
zasnęła.
Gdy
się obudziła zaskoczona ujrzała Hermionę, śpiącą na krześle obok łóżka, na
którym leżała.
- Miona - wychrypiała.
Gryfonka
przebudziła się gwałtownie.
- Obudziłaś się! - zawołała szczęśliwa. -
Wiedziałam, że Snape ci pomoże!
- Co się stało?
- Byłaś wyczerpana, Rookwood przyniósł cię w
ostatniej chwili - odpowiadała Hermiona ze łzami w oczach. - Jeszcze chwilę, a
mogłaś tego nie przeżyć, Snape podał ci eliksir, który wprowadził cię w stan
śpiączki , dzięki czemu mieliśmy dość czasu by cię uleczyć.
- Dziękuję - wyszeptała z uśmiechem Luna
rozglądając się po pokoju. - Gdzie jesteśmy?
- W domu Snape’a - wyjaśniła Hermiona,
rumieniąc się delikatnie, co nie uszło uwadze blondynki. - Gdy Rookwood mnie
uwolnił, Snape nas tu przeniósł.
- Ile tu jesteś?
- Dwa tygodnie - odpowiedziała zawstydzona.
- Co z Harrym i Ronem?
- W porządku - odparła szybko. - Szukają Horkruksów… beze mnie… Snape zabronił
mi opuszczać dom…
- To dla twojego dobra - pocieszyła ją Luna.
- Jak to się dzieje, że to ty musisz mnie
wspierać? - zapytała zaskoczona Hermiona. - To ja powinnam ci pomagać! Jak się
czujesz? Potrzebujesz czegoś?
- Spokoju - usłyszeli warknięcie.
Obie
spojrzały w stronę drzwi i ujrzały Severusa Snape’a. Luna uśmiechnęła się lekko
na widok miny Hermiony.
- Granger czego nie zrozumiałaś, gdy kazałem
ci iść się położyć?
- Kilku słów – odparła, spuszczając głowę. -
Nic mi nie jest! A Luna…
- Wynocha! - krzyknął, nie słuchając jej. -
Masz iść odpoczywać! Nie mam zamiaru mieć cię na sumieniu, głupia dziewucho!
- Wolę być głupią dziewuchą niż durnym
nietoperzem - prychnęła i wyszła z wysoko uniesioną głową.
- Zabiję gówniarę - warknął.
- Albo się pan z nią ożeni - podsunęła Luna.
Snape
spojrzał na nią jak na wariatkę.
- Lovengood chyba eliksir ci zaszkodził -
powiedział mrużąc oczy.
- Ja wiem więcej niż panu się wydaje -
odpowiedziała wesoło. - I bardzo się cieszę! Hermiona to wspaniała…
- To wkurzająca idiotka - przerwał jej,
podszedł wyciągając różdżkę i przeprowadził szybkie badanie. - Masz nie ruszać
się przez cały dzień, nie chce widzieć, że zachowujesz się tak
nieodpowiedzialnie jak Granger!
- Dobrze profesorze… - spojrzała na niego
poważnie. - A gdzie jest…
- Na misji – warknął, wychodząc.
Luna
westchnęła. Była pewna , że coś w czasie jej snu się zdarzyło, nie wiedziała
tylko co…
Na
jakiej misji może być Augustus? Czy to prawda co mówił? Jest szpiegiem Zakonu?
Czy to oznacza , że nie jest śmierciożercą? Że wszystko było kłamstwem?
Tyle
pytań… Luna zamknęła oczy, ból głowy nie pozwolił jej dalej rozmyślać. Zmęczona
zasnęła.
Przez
kolejne dwa dni spała i budziła się na zmianę.
Podczas
kilku minutowych odwiedzin Hermiony w czasie, gdy Snape’a nie było w domu,
dowiedziała się co wydarzyło się w Malfoy Manor po owej nocy.
- Rookwood przeniósł mnie do pokoju Snape’a -
wytłumaczyła Gryfonka. - Nigdy nie widziałam Snape’a tak wściekłego -
odpowiadała z nieprzeniknioną miną. - Krzyczał , że zabije Lastrange , Rookwood
szepnął mu coś do ucha, wtedy Snape się uspokoił i przeniósł mnie tutaj. Od tej
pory nie pozwala mi się ruszać z łóżka, klątwa którą ugodziła mnie Bellatrix
zawierała truciznę, która wyniszczała mnie od środka, Snape wynalazł eliksir
dzięki któremu wszystko ze mną w porządku…
- Zależy mu na tobie - powiedziała pewnie
Luna.
- Jak na każdym z Zakonu - mruknęła smutno.
- Nie prawda - zaprzeczyła stanowczo
blondynka. - Jesteś dla niego ważna! Widzę takie rzeczy!
- Chciałabym żeby to była prawda, wtedy… -
wypowiedź Hermiony przerwał trzask, Gryfonka szybko się podniosła. - Snape
wrócił, idę do siebie! Pa!
- Pa - gdy została sama Luna spojrzała w okno.
Nie mogła uwierzyć , że tych dwoje krąży koło siebie! Jak można nie widzieć
oczywistego?!
- Lovengood ktoś do ciebie - warknął Snape,
stając w drzwiach.
- Kto… - nie dokończyła tylko uśmiechnęła się
szeroko na widok Rookwooda.
- Macie dziesięć minut! - mruknął
niezadowolonym głosem Mistrz Eliksirów i wyszedł.
- Nic ci nie jest? - zapytała Luna, siadając
na łóżku.
- Złego diabli nie biorą - zażartował
Augustus, zbliżając się do posłania.
- Hermiona mi opowiedziała co dla niej
zrobiłeś - powiedziała po chwili. - Dziękuję…
- Snape by mnie zabił, gdybym pozwolił tej
małej zginąć - warknął Ślizgon nie przyzwyczajony do podziękowań.
- Jesteś szpiegiem Dumbledora? - zapytała
wprost.
- Można tak powiedzieć - zaśmiał się. -
Powiedzmy , że nie mam pana…
- Jesteś jak samotny rycerz, walczący ze złem,
pojawiający się tam gdzie potrzebują pomocy - wyszeptała rozmarzona.
- Za dużo się bajek nasłuchałaś - warknął.
- Możliwe , ale dzięki nim ufam ludziom -
odparła z dumą. - Dlatego też zaufałam tobie!
- Zaufałaś mi, bo jesteś naiwna! Broniłaś
Pottera i tych dwoje narażając własne życie!
- Wiesz, że każdy z domów ma inne motto na
pomoc przyjaciołom w potrzebie? - zapytała po chwili, nie zważając na jego
wściekłą minę. - Gryfoni mówią „ Umrę
dla ciebie”, Ślizgoni „Zabiję dla ciebie bracie, powiedz tylko słowo a będzie
martwy”, Puchoni „Zginę z tobą” a ja jako Krukonka mam inne…. „ Znajdę sposób
byśmy oboje mogli przeżyć”*- zamyśliła
się. - Każdego z nas coś odróżnia od pozostałych, ale gdy przychodzi czas próby
ludzie się zmieniają…
- O czym ty mówisz?! - warknął
zniecierpliwiony.
- Chodzi mi o to, że każdy może wyobrażać
sobie, jak zachowa się gdy znajdzie się w potrzasku, gdy będzie musiał
wybierać, czy zdradzić przyjaciół, dzięki czemu może przeżyć, czy jest na tyle
oddany że będzie dla nich cierpieć… przez te kilka dni zastanawiałam się czy
tiara nie pomyliła się przydzielając mnie do Ravenclaw – mruknęła. - Nie
myślałam wtedy nad sposobem uratowania nas wszystkich… zależało mi żeby Harry ,
Hermiona i Ron… a także ty byliście bezpieczni, żeby Voldemort nie dowiedział
się, że ty i profesor Snape jesteście szpiegami…
- Skąd wiedziałaś? - zdumiał się.
- Jestem bardzo dobrą obserwatorką - oznajmiła
z dumą. - Od dziecka umiałam odkryć najbardziej skrywane sekrety… strasznie
denerwowałam tym tatę, nigdy nic nie mógł przede mną ukryć!
- Mnie irytujesz nie odzywając się nawet
słowem, więc go rozumiem - mruknął.
- Rookwood rusz się! Starzec przyszedł! -
warknął Snape otwierając gwałtownie drzwi, nagle spojrzał za nie. - Granger do
cholery kazałem ci leżeć! Co jest niezrozumiałego w tym rozkazie?!
- Mam panu to wytłumaczyć? - usłyszeli
zirytowany głos Hermiony. - A wyszłam z łóżka bo chcę porozmawiać z profesorem
Dumbledorem i ….
- Do łóżka! - krzyknął wściekły. - Jeżeli
jeszcze raz nie dostosujesz się do moich poleceń to…
- To co?! - głos Hermiony brzmiał
prowokacyjnie.
- Do pokoju! - odpowiedział tylko beznamiętnym
tonem, po chwili usłyszeli trzask. - Gówniara - mruknął Snape. - Rookwood na
dół!
- Nie złość się tak - zaśmiał się Ślizgon. -
Złość piękności szkodzi!
- Zabić cię? - zapytał Snape miło.
- Nie skorzystam - Rookwood machnął
lekceważąco ręką i wyszedł wraz z Mistrzem Eliksirów.
Od
tego czasu przez kolejne dwa dni Hermiona nie widziała ani Snape’a , ani
Rookwooda.
- Podobno są nadal w Malfoy Manor -
powiedziała ze strachem Hermiona. - Harry o mało co nie został złapany przez
Lastrange! Na szczęście Rookwood mu pomógł, nie bardzo wiem jak, bo oczywiście
nikt nic mi nie powie, ale …
- Hermiono miałaś leżeć - Pani Weasley stanęła
w drzwiach ze zmartwioną miną.
- Wiadomo już coś? - zapytały obie w tym samym
czasie.
- Dziewczyny…
- Pani Weasley obie jesteśmy już pełnoletnie
i… - zaczęła poważnie Hermiona.
- I obie macie tam swoich ukochanych –
dokończyła Pani Weasley z wyrozumiałym uśmiechem, a widząc zmieszane miny Luny
i Hermiony pokręciła głową. - Przede mną nic się nie ukryję! Przecież mając za
synów Freda i Georga muszę mieć oczy dookoła głowy, więc nie dziwcie się , że
wiem co czujecie!
- Więc musi pani zrozumieć, że się martwimy -
powiedziała Luna.
Pani
Weasley westchnęła.
- Sama nie wiem wszystkiego - zaczęła
poważnie. - Dziś okażę się, kiedy będziemy musieli walczyć…
- To może być w każdej chwili - mruknęła
Hermiona.
- Niestety - przyznała rudowłosa. - Ale wy
obie macie odpoczywać!
- Nie możemy – zdenerwowała się Hermiona. -
Powinnyśmy walczyć!
- Jak na razie jesteście chore! – odparła
stanowczo Pani Weasley. - Severus powiedział , że nie macie prawa wstawać! A ty
Hermiono, robisz to nieustannie!
- Nie umiem spać, gdy wiem że moi przyjaciele
są w niebezpieczeństwie – wyszeptała. - A ten stary nietoperz nie może
zrozumieć, że się nawet o niego martwię! Jeszcze mówi głupoty! Wczoraj gdy
pojawił się na chwilę w domu, powiedział, że jak zginie przynajmniej nie będzie
musiał mnie oglądać! - zakończyła ze złami w oczach. - A kretyn ma przeżyć,
żebym to JA go zabiła! – powiedziawszy to , wybiegła z płaczem z pokoju.
- Oni nigdy się nie uspokoją - mruknęła Luna,
kręcąc z niedowierzaniem głową.
- Pasują do siebie - przyznała Pani Weasley. -
Augustus opowiadał mi o wszystkim co się zdarzyło gdy byłaś w niewoli… gdybyś
chciała porozmawiać…
- Nic mi nie jest Pani Weasley - uspokoiła ją
Luna. – Pomógł mi Augustus… dzięki niemu przeżyłam, doszłam już do siebie…
- Jesteś bardzo silną dziewczyną - powiedziała
z dumą Pani Weasley i ucałowała ją w czoło. - Ty i Hermionka jesteście
wspaniałe i odważne…. Mam nadzieję, że gdy wojna się skończy, a Zakon wygra,
będziecie mogły zaznać szczęścia.
- Wszyscy z nas będą szczęśliwi - poprawiła ją
Luna. - Zobaczy pani!
- Oj Lunko mam nadzieję, że masz rację -
wyszeptała Pani Weasley, opuszczając pokój.
Tydzień
później nadszedł ten dzień…
- Wojna - Hermiona wbiegła do jej pokoju blada
jak ściana.
- Dziś? - zapytała Luna, wstając.
- Tak - odparła Gyfonka, ściskając w ręce
różdżkę. - Wszyscy się teleportowali… nie ma nikogo! A dwa dni temu
podsłuchałam, jak Snape … ten kretyn, idiota….eh jak kazał zjawić się w
Hogwarcie w ostatniej chwili, żebyśmy się nie zorientowali, ponieważ jego
zdaniem, jesteśmy tylko zawadą!
- Nie możemy czekać tu bezczynnie -
powiedziała poważnie Luna, przebierając się szybko, nagle zakręciło jej się w
głowie.
- Luna jesteś jeszcze słaba - wymamrotała
Hermiona niepewnie. - Może powinnaś zostać.
- Nic mi nie jest - odparła i spojrzała na nią
swoimi wielkimi błękitnymi oczami pełnymi obaw i nadziei. - Musze tam być
Hermiono!
- Rozumiem cię - wyszeptała Hermiona i
westchnęła. - Gotowa?
- Tak! - obie skupiły się, lecz nic się nie
zdarzyło.
- Nie! - krzyknęła Hermiona. – On nie mógł
tego zrobić!
- Czemu nie możemy się teleportować… - Luna
rozejrzała się dookoła.
- Snape – mruknęła tylko Hermiona. - Rzucił
zaklęcie antyteleportacyjne …
- To na pewno ma jakiś zasięg - stwierdziła
Luna. - Musimy tylko odejść jakiś kawałek od domu.
- Masz rację! – przyznała Hermiona i obie
szybko ruszyły do wyjścia.
Musiały
przejść kilometr, dopiero wtedy mogły bez przeszkód przenieść się w okolice
Hogwartu, już z oddali widziały gęsty dym.
- Zaczęło się - wyszeptała przerażona
Hermiona.
- Musimy to przeżyć - powiedziała Luna. - Żeby
potem żyć długo i szczęśliwie…
- I to zrobimy - postanowiła Hermiona i
pobiegły w stronę szkoły.
To
co tam zastało, na zawsze zostanie w ich pamięci. Ciała zabitych, ranni którzy
nie poddają się, nadal walczą… zniszczone mury, połamane drzewa… wszędzie
chaos.
Luna
od razu pobiegła pomagać rannym. W okolicy ujrzała Madame Pomfrey , nie wiele
zastanawiając się ruszyła jej pomagać, starała się umieszczać rannych w
bezpiecznym miejscu po czym uzdrawiała ich rany, w tym samym czasie Hermiona
odłączyła się od niej w poszukiwaniu Harrego i Rona.
Blondynka
nie wiedziała ile trwała walka, straciła poczucie czasu. Nagle nastała cisza…
Nie wiedziała co się dzieje w zamku, uzdrawiała właśnie jednego z rannych
aurorów, gdy z Wielkiej Sali dało się usłyszeć wrzask radości, urwane słowa, z
których udało jej się wychwycić „ Udało się! Harry Potter! Voldemort nie żyje! Hurra!!”
Luna,
nie przerywając pracy, uśmiechnęła się radośnie, z jej oczu trysnęły łzy.
- To już koniec - wyszeptała do nieprzytomnego
mężczyzny. - Już jesteśmy bezpieczni!
Luna otrząsnęła się ze
wspomnień, podeszła do Augustusa.
- Jak się czujesz? - zapytała cicho, siadając
na skraju jego łóżka.
Spojrzał na nią nieobecnym
wzrokiem.
- Normalnie Lovengood - warknął.
-Znowu wracasz do tych
bezdennie głupich zachowań- powiedziała z uśmiechem- Nie musisz przypominać
profesora Snape’a, to Hermionie się on podoba, nie mi!
- Co? - spojrzał na nią zaskoczony. - Granger?
Oszalałaś?
- Przekonasz się za niedługo - odpowiedziała
pewnym głosem i zabrała się do zmieniania opatrunku. - Musisz odpoczywać, to
trochę nudne, wiem coś o tym, ale na pewno znajdziesz sobie jakieś zajęcie,
jeżeli chcesz będę cię odwiedzała… przyniosę książki które dostałam od taty na
urodziny, opisują najróżniejsze stworzenia świata, wielu w nie ,nie wierzy i
traktuje jako postacie z bajek, ale sam wiesz, że mugole nie wierzą w trolle i
nimfy, a one przecież istnieją! - mówiła bez przerwy, nie zważała na jego
prychnięcia i kpiny, opowiadała o swoich odkryciach , o przygodach i o
przyjaciołach. -… no i wtedy zostałyśmy z Hermioną i Ginny przyjaciółkami, one
jako jedyne nie przejmują się moimi dziwactwami…
- Nie musisz przy mnie ślęczeć – mruknął, przerywając jej przemowę.
- Ja…
- Panno Lovengood, mogłaby mi pani pomóc? -
jej odpowiedź przerwała madame Pomfrey.
- Już idę - odparła i posłała Rokwoodoowi
uśmiech. - Jeszcze tu wrócę.
Mężczyzna coś mruknął pod
nosem, lecz Luna już nie słyszała, zajęta pomocą następnemu rannemu.
Gdy skończyła było już
późno, spojrzała na Augustusa. Był pogrążony we śnie, podeszła do niego po
cichu i odgarnęła mu włosy z czoła.
- Mama mówiła, że dobre sny przychodzą, gdy
osoba dla której jest się ważnym całuje ją w czoło na dobranoc - wyszeptała i
złożyła pocałunek na czole mężczyzny, po czym odeszła.
Z samego rana zjawiła się
w Hogwarcie by pomagać w odbudowie. Zjawiło się mnóstwo osób , Harry , Ginny i
Ron pomagali w Wielkiej Sali , ją oraz Hermionę przydzielono do pomocy
Hagridowi, obie dość szybko odbudowały za pomocą czarów jego chatkę.
- Gotowe!- zawołała zachwycona Hermiona.
- Wygląda wspaniale - przyznała Luna i
rozglądnęła się dookoła. – Snape tu idzie.
- Co?! - Hermiona odruchowo poprawiła włosy,
po czym sama pokręciła zrezygnowana głową. - Idiotka - mruknęła pod nosem. - Co
pana do nas sprowadza? - zapytała Mistrza Eliksirów.
- Masz zjawić się u mnie w gabinecie za
piętnaście minut - warknął i odszedł.
- O co chodzi?! - zawołała za nim, lecz nie
uzyskała odpowiedzi. - Dlaczego nie może mi powiedzieć co chce wiedzieć?!-
zapytała Lunę zrezygnowanym głosem.
- On już ma taki charakter - pocieszyła ją
blondynka.
- On ma wredny charakter - sprostowała Hermiona
i zmarszczyła czoło. - Rookwood nie miał być w skrzydle szpitalnym?
- Tak - przyznała Luna i powiodła wzrokiem za
spojrzeniem Hermiony - nad jeziorem siedział przygarbiony mężczyzna z bandażem
wokół głowy oraz długą brodą. - Uparty osioł!
- Oj Lunka - Hermiona roześmiała się na widok
złości na twarzy przyjaciółki. - Nie wierzę, że nadal nie jesteście razem!
Pasujecie do siebie!
- Nie sądzę, żebym była odpowiednią kandydatką
dla niego – wyszeptała Luna.
- Luno… - zaczęła poważnie Hermiona. – Jeżeli
czujesz coś do niego, nie powinnaś tego ukrywać! To nie jest do ciebie podobne.
- Ty ukrywasz – przypomniała blondynka.
- Ja… - Hermiona spojrzała na nią speszona. -
To co innego!
- Nie prawda - Luna pokręciła przecząco głową.
- To jest dokładnie to samo… Hermiono to co zdarzyło się podczas wojny… było
straszne, nigdy nie wyobrażałam sobie, że mogę coś takiego przeżyć, nie wiem
czy jestem w stanie przeżyć gdyby teraz odrzucił moje uczucie.
- Znam ten ból - mruknęła Hermiona. - Też się
boję, ale wiem, że będę żałować do końca życia, jeżeli nie wyznam Snape’owi
uczuć, więc umówmy się, że ja idę do wrednego nietoperza, a ty do cynicznego
brodacza, dobrze?
- Dobrze - zgodziła się Luna i uśmiechnęła
się. – Zachowajmy się tak, żeby niczego nie żałować!
- Niczego- powtórzyła Hermiona i wyszła na
spotkanie z Mistrzem Eliksirów.
Luna spojrzała w okno.
Rookwood nadal siedział nad jeziorem. Odetchnęła głęboko i ruszyła do wyjścia.
- Mogę się dosiąść? – zapytała.
- Nie mam prawa ci niczego zabraniać -
mruknął.
- Coś w tym jest - odparła i zajęła miejsce
obok niego. - Dlaczego nie odpoczywasz?
- Nie umiem leżeć bez sensu - warknął.
- W leżeniu jest sens - wytłumaczyła. - Twój
organizm się regeneruje, musisz odpoczywać i…
- Mam prawie czterdzieści lat, wiem co mam
robić - przerwał jej.
- Ale tego nie robisz - odpowiedziała
rezolutnie.
On tylko wzruszył
ramionami.
- Obiecałam Hermionie , że ci powiem… -
zaczęła poważnie.
- Co? - zapytał obojętnym głosem.
- W Malfoy Manor się zakochałam - wyznała.
Przez twarz Rookwooda
przeszedł cień goryczy.
-Gratuluje- mruknął
nieszczerze.
-Nie wiem, czy jest czego-
odparła- Bo tak jakoś wyszło, że zakochałam się w tobie!
Augustus poderwał się na
równe nogi i spojrzał an nią z góry.
- Nie potrzebuje twojej litości! - wykrzyknął.
- Ja nigdy się nad nikim nie lituje -
odpowiedziała poważnie. - Chciałam po prostu, żebyś wiedział co czuję, jeżeli
nic nie znaczę dla ciebie to…
- Jesteś Krukonką, a zachowujesz się jak jakiś
Gryfon! - warknął i przyciągnął ją do siebie. - Nie będę cię ostrzegał, że źle
robisz, że powinnaś zacząć się spotykać z jakimś młokosem, ale nie jestem
idiotą!
Luna uśmiechnęła się
szczęśliwa.
Rookwood nie mogąc się
powstrzymać, pocałował ją delikatnie.
- Drapiesz - roześmiała się, gdy oderwali się
od siebie.
- Pozbędę się tej cholernej brody - warknął.
- Wiesz już co będziesz robił? - zapytała po
chwili ciszy.
- Nie wiem - odparł Rookwood poważnie.
- A może wybrałbyś się na poszukiwanie nimf w
północnej Ameryce? - zaproponowała Luna z uśmiechem.
- Nie znam się na tym - mruknął mężczyzna.
- Ale ja się znam - odpowiedziała Luna. - Tata
opowiadał mi o nich gdy byłam mała i …
Rookwood przerwał jej
namiętnym pocałunkiem.
- Jeżeli proponujesz mi żebym z tobą jechał to
,to zrobię - powiedział zduszonym głosem.
- To czeka nas wspaniała przygoda - ucieszyła
się blondynka, zarzucając mu ramiona na szyję.
Luna od tygodnia chodziła
z głową w chmurach. Była szczęśliwa!
Augustus pod jej okiem szybko wracał do zdrowia, dzięki czemu mogli często
spędzać spokojne popołudnia nad jeziorem…
Oczywiście Luna przeżyła chwilę strachu gdy przyjaciele
dowiedzieli się o jej związku z byłbym śmierciożercą… Ginny pomagała Pani
Weasley w Norze, gdzie szykowały posiłki dla członków zakonów, którzy byli
zajęci łapaniem resztek Śmierciożerców, rudowłosa przesłała jej list z
gratulacjami w którym życzyła jej
szczęścia. Została jeszcze rozmowa z Ronem i Harrym…
- Jesteś z Rookwoodem?! - wykrzyknął Ron. -
Jak możesz?! To…
- Zastanów się co chcesz powiedzieć Ronald -
przerwała mu Hermiona. - To Rookwood uwolnił
Lunę, to on mnie uratował i to on pomógł Harremu!
- Co nie zmienia faktu , że to zbir i
morderca!
- Został oczyszczony z zarzutów - powiedziała
Luna poważnie. - Jest dla mnie ważny , tak samo jak wy i…
- Rozumiem , że czujecie do niego wdzięczność…
- zaczął Harry.
- To nie wdzięczność! - odparła gwałtownie
Luna. Cała trójka spojrzała na nią zaskoczona. Pierwszy raz widzieli blondynkę
reagującą tak ostro.
- Luna kocha Rookwooda - odezwała się po
chwili Hermiona, nie odrywając spojrzenia od przyjaciółki. - Rozumiem chłopaki,
że dla was to szok, trochę się zmieniło przez te dwa miesiące…
- Trochę – prychnął Ron. - Ty zaczęłaś
spotykać się ze Snapem, Luna z Rookwoodem, Harry zaręczył się z Gin, nie ma
Voldemorta, Lavender chce żebym się jej oświadczył, a do tego dostałem się do
Armat… świat oszalał!
Luna uśmiechnęła się
przypominając sobie chwilę, w której tych dwoje dowiedziało się o związku
Hermiony i Snape’a.
- Widziałaś Mionę? - zapytał Lunę, Ron gdy
spotkali się w Wielkiej Sali.
- Jest w lochach - odparła krukonka z
rozmarzoną miną.
- Co ona tam robi? - zdziwił się Harry.
- Spędza czas z … - nie dokończyła, ponieważ
uświadomiła sobie, że oni o niczym nie wiedzą.
- Z kim?! - zapytał Ron, nie uzyskawszy
odpowiedzi ruszył w stronę lochów.
Luna
westchnęła i poszła za nim i Harrym.
Drzwi
do gabinetu Mistrza Eliksirów były zamknięte.
Rudzielec
nie myśląc otworzył drzwi bez pukania, to co tam zastali spowodowało u Luny
uśmiech , natomiast u chłopaków pobladłe twarze.
- Heeerrmiona - wymamrotał zaskoczony Harry,
wpatrując się w przyjaciółkę, stojącą w objęciach Snape’!
- Niech pan ją zostawi! - wykrzyknął
zbulwersowany Ron.
- Wyjdź stąd Weasley, albo zginiesz - warknął
Snape, nie wypuszczając Hermiony z objąć.
- Ron, Harry… chyba nadszedł czas byście
poznali prawdę o mnie i Severusie… - odezwała się Hermiona z uśmiechem.
- O tobie i Severusie?! - powtórzył Harry i
spojrzał na Rona. - Coś mi się zdaje, że wcale mi się to nie spodoba…
I
miał rację, przez następną godzinę próbowali przekonać Gryfonkę do zerwania z
opiekunem Ślizgonów. Niestety dla niech nic nie zdziałali… oprócz oczywiście
wściekłości Snape’a, który mając dość ich gadania, siłą wyrzucił ich z
gabinetu.
- Po prostu żyjemy - wyszeptała Luna z
nieśmiałym uśmiechem.
- Żyjemy - powtórzył Harry i wybuchnął głośnym
śmiechem. - Żyjemy! – krzyknął. Po chwili śmiali się wszyscy. Dopiero teraz dotarło do nich , że nie
zagraża im szalony czarodziej, że teraz mogą zacząć snuć plany na przyszłość!
- Ale nie muszę rozmawiać z waszymi… eee - Ron
spojrzał na dziewczyny zmieszany. - Kto to w ogóle dla was jest? Chłopak?
- Raczej nie mów do profesora Snape’a , „
chłopaku Hermiony” - poradziła rozbawiona Luna.
- Nie jestem samobójcą - mruknął Ron.
- Ronaldzie kilka razy oberwałam podczas bitwy
w głowę, ale nie postradałam zmysłów i wiem, że nie zmienisz mówienia o
Severusie, nietoperz, więc po prostu proszę cię, żebyś zwracał się do niego z
szacunkiem, wiesz już ile zdziałał dla Zakonu i ile wycierpiał, więc o tyle
mogę cię prosić, prawda? - zapytała Hermiona.
- Chyba tak - rudzielec westchnął. - Ale mam
nadzieję, że nie będę musiał często go widywać…
- O to bym się na twoim miejscy nie martwiła –
zaśmiała się Hermiona. - Nie wyobrażam sobie , żeby Severus miał inne zdanie niż
ty w tej kwestii.
- I dobrze! - powiedział Harry. - Za dużo
zmian może źle się dla nas skończyć!
Luna uśmiechnęła się
szczęśliwa. Miała Augustusa, przyjaciół i resztę życia przed sobą….
Trzy lata później
- Czy ty Hermiono Granger bierzesz sobie… -
Dumbledore z uśmiechem udzielał ślubu pannie Granger i Mistrzowi Eliksirów
Severusowi Snape’owi.
- Tak - odpowiedziała drżącym ze wzruszenia
głosem.
- Czy ty Severusie Snape…
- Tak - jego głos był pewny i mocny.
- W takim razie nie pozostaje mi nic innego
jak ogłosić was mężem i żoną! -
obwieścił zachwycony. - Możesz pocałować pannę młodą Severusie.
- Albo nie - mruknął scenicznym szeptem Ron.
Snape spojrzał na niego z
wrednym uśmiechem, machnął różdżką sprawiając , że rudzielec zawisł nogami do
góry, odwrócony tyłem do ołtarza.
- Severusie! - oburzyła się Hermiona.
- Zamilcz Snape- warknął i pocałował ją gorąco. Hermiona nie
miała już nic do dodania, zarzuciła mu ramiona na szyję i oddała pocałunek.
- Jacy oni słodcy - wyszeptała Ginny.
- Słodki to jest nasz James - poprawił ją
Harry, kołysząc śpiącego synka. - Hermiona też, ale Snape…
- Zastanów się co chcesz powiedzieć - warknął
Rookwood, pojawiając się obok Luny. Blondynka z uśmiechem się do niego
przytuliła, przez cały ślub Augustus stał obok przyjaciela jako jego
drużba, Ginny była druhną Hermiony.
- On już tak ma - mruknęła Ginny, wpatrując
się z zachwytem w synka. - Mam nadzieje, że James będzie podobny do mnie!
- To nadzieja wielu - wyznał Rookwood i
odciągnął Lunę od przyjaciół.
- Gdzie idziemy? - zapytała, gdy oddalali się
coraz bardziej od gości. - Powinniśmy złożyć życzenia …
- Potem - Augustus machnął lekceważąco ręką. -
Teraz muszę pobyć chwilę bez tych wszystkich ludzi!
Luna uśmiechnęła się ze
zrozumieniem. Byli ze sobą od trzech lat, Rookwood nie był miłym kompanem, miał
trudny charakter, życie go nie rozpieszczało, dlatego też Luna nie miała
pretensji gdy nie chciał wychodzić na spotkania z jej przyjaciółmi, ona też
wiele razy wolała spędzić z nim czas sam na sam na spacerach i poszukiwaniach
nowych stworzeń. Zdawała sobie sprawę, że jej mąż… tak mąż! Wyszła za niego dwa
lata temu… , że jej mąż, nie wierzy w stworzenia których ona poszukuje i
zamęcza go opowieściami o nich, lecz nie chce tego po sobie pokazać.
- Znając życie, profesor Snape zaraz zniknie
wraz z Mioną - domyśliła się Luna.
- Już zniknęli – Rookwood wskazał na Snape’a i
Hermionę, idących w stronę punktu teleportacyjnego.
- Długo wytrzymał - pochwaliła Mistrza
Eliksirów Luna.
- Dawałem mu jeszcze dwie minuty - przyznał
Augustus.
- Wariat - zaśmiała się Luna.
- Brednie opowiadasz - powiedział poważnie i
przytulił ją do siebie na tyle na ile pozwalał zaokrąglony brzuch blondynki. -
Weźmiemy z nich przykład?
- Raczej już nie możesz wyjść ze swojego
wesela - zażartowała Luna.
- Ale mogę wyjść z wesela , Snape’a, który
notabene już to zrobił - odparł i teleportował siebie i Lunę do domu.
Gdy tylko się w nim
znaleźli, pocałował ją zachłannie.
-Kocham cię - wyszeptała rozmarzonym głosem.
- Wiem Lovengood - odpowiedział z krzywym
uśmieszkiem. - Jestem szczęściarzem… a tak na przyszłość… ja też cię kocham….
Mam nadzieję, że się podobało :) Pierwszy raz napisałam o tej parze... przyznam , że było ciężko, ponieważ Luna jest zagmatwaną postacią, ale mam nadzieję, że mi wyszło ;)
Następna miniaturka będzie o Pansy i Harrym :)
Powinna się pojawić 7 listopada ;)
Ps. Wybaczcie , że nie komentuje niektórych waszych rozdziałów i postów, ale po prostu nie mam czasu, choć przyznam się ( z dumą) że czytam wszystko, po prostu nie zostawiam po sobie śladu, ale postaram się znowu komentować, jak na to zasługujecie :)