środa, 25 listopada 2015

Sad end or catastrophy end..



Sad end or catastrophy end..
Autor: Kite Millie

Witam ponownie, tym razem jestem już z całym tekstem do Waszej dyspozycji. Wiele o tym myślałam i sama doszłam do wniosku, że ja także nie lubię czytać w częściach. Jednak.. zawsze musi być jakieś „ale”, prawda?
Tym razem chcę spytać was o zdanie: Wolicie sad czy happy end? Ankieta przygotowana przez gisię <3 ukaże się na dniach i będzie trwać 10 dni. Wszystko zależy od Was, choć muszę ostrzec, że happy end jest.. nietypowy. Bez zbędnego przedłużania, zapraszam do czytania i komentowania.
ciao :*


Brązowowłosa upita szczęściem cicho przemykała korytarzami Hogwartu. Lochy nigdy nie były najprzyjemniejszym miejscem, lecz od pewnego czasu czuła się tutaj jak w domu. Nie było jej zimno pomimo późnej a może bardzo wczesnej pory. Jego bluza na jej ciele niosła bezpieczeństwo, a jego orzeźwiająca woda toaletowa otulała ją. Drżała, ilekroć wciągnęła do płuc ten niesamowity zapach. Rozwiane włosy nieraz zasłaniały jej obraz, kiedy szybko przemierzała drogę do pokoju. Chciała znaleźć się u siebie, nie licząc wcześniejszego nakrycia jej przez któregokolwiek z nauczycieli. Położyć się w wannie pełnej wody i pomyśleć. Następnie zasnąć na cudownym łożu z baldachimem, który będzie jej przypominał właśnie jego. Oddać się w krainę Morfeusza, śniąc o nim.
Przez te sześć lat zapoznała się z wszelkimi sposobami ucieczki, zarówno głośnej jak i cichej, takiej by zmylić wroga, zablokować go czy schwytać. Tym razem cichutko jak myszka weszła do swego dormitorium, uważając, by nie zbudzić współlokatora. Nie lubiła się tłumaczyć. Nikomu, nigdy. Następnie oddała się wcześniejszym planom.

W jego czułych ramionach szybko przychodził sen.

Iskierki rozbłysły w jej czekoladowych oczach. Już rozbudzona, z błogim uśmiechem rozejrzała się wokół. Upewniwszy się, że ma jeszcze dużo czasu do śniadania i że nie jest już senna, położyła się z powrotem na łożu. Rękoma podparła głowę, nogi ugięła w kolanach, a jej rozmarzone spojrzenie śmigało w tę i wewte, przyglądając się zaczarowanym wężom. Baldachim w kolorze głębokiej czerni z odcieniem szmaragdu delikatnie powiewał pod lekkimi podmuchami wiaterku, który ochładzał pomieszczenie, wpadając przez uchylone okno. Kochała go. Tutaj nie tylko mowa o tym cudnym materiale. Już od jakiegoś czasu próbowała sobie wmówić co innego, lecz serce nie sługa.
Kiedy się skupiła, zrozumiała, że zamiast się wycofać, z każdym dniem brnie w to co raz głębiej.
Z początku nie bardzo jej się to podobało. Lecz z czasem zauważyła jego wzrok. Spojrzeniem głodnym, pełnym czułości czy zaborczości, gdy przytulała się do Rona, obdarzał ją niemal co dzień. Dawno temu nauczyła się nie zwracać uwagi na inwektywy. W każdej dostrzegać metaforę, by prawidłowo odczytać sens. W końcu nie miał szans. Uparta była, toteż skutecznie do celu dążyła. Czym on był? Jego sercem. Czy je zdobyła? Też pytanie, jej mottem stało się: zawsze będę mieć to, co chcę!

Czy to znaczy, że wszystko poszło jak z płatka? Niekoniecznie, gdyż byli szczęśliwi, czasu nie liczyli.. Posłuchajcie tej krótkiej historii:

To taka krótka historia,
Mogłam napisać jej kolejną część

VI rok, niełatwo jest nauczać tych półgłówków... Rozmowa z Dumbledore'em też nie poszła najlepiej. Jeszcze ten przeklęty pierścień! Tylko ona w tamtej chwili trzymała mnie na powierzchni. Mimo mego kłamstwa, a raczej niedomówienia chętnie spędzałem z nią każdą wolną chwilę. Przy niej odzyskałem dawną energię, zapał i, choć wydaje się to paradoksem, poczułem się młody i przystojny.
Chciałem do tego nie dopuścić. Oczywiście że chciałem, ba, nawet nie raz próbowałem. Było wiele przeciw, by związek nie miał racji bytu. Lecz ona była uparta. Nie bardziej ode mnie, lecz ja uzależniłem się od tego. Tak bawiło mnie, kiedy marszczyła nosek bądź wydawała polecenia z rządzą mordu w oczach. Nigdy nie tupała nogą jak sześciolatka, zaczęła postępem kusić. Wpadłem. Była moją ostoją i nie wyobrażałem już sobie życia bez niej. Młody? Piękny? Z czasem uwierzyłem jej, że nie mówi tak, by mnie przekonać, lecz wierzy w to. Pokazała, że taki jestem dla niej i tylko to się liczyło!
Chcę się tym cieszyć, póki mogę. Zbyt wiele błędów popełniłem, by przejść przez życie wraz z nią. Wiem o tym i zdaję sobie sprawę, że to tylko mały prezent od Merlina. Teraz przyjdzie pora wykonać brudną robotę i umrzeć. To nie będzie wystarczające. Nie dla mnie.


– Harry, Harry co się stało? – bezwiednie potrząsam nim, chcąc wydobyć informacje. On niepewnie chwieje się na nogach i mija chwila, nim zaczyna mówić.
 – Dumbledore nie żyje – wykrztusza z siebie.
Zastygam, Ron także. To nie koniec nowin.
 – Snape go zabił! – teraz krzyczy, a ja w duchu czuję ulgę, że są tu zaklęcia wyciszające, i niedowierzanie. Przesłyszałam się, racja? On nie powiedział tego, co ja myślę, że powiedział. Albo.. pomylił się!
 – Harry! – wydzieram się tak, że uspokajają się natychmiast i wstrząśnięci przenoszą na mnie wzrok. – Powtórz raz jeszcze – cicho nakazuję, jak robot.
 – Snape zabił – przełyka głośno ślinę – Dumbledore'a. Na wieży astronomicznej – dodaje po chwili. – Widziałem to. – Stwierdza fakty.
Razem z Ronem powoli podchodzą do okna, by popatrzeć na rozchodzących się uczniów. Wiatr mocno wieje, deszcz zacina.
Staram się nie wpaść w panikę, myśleć racjonalnie. To nie może być prawda. Na raz rozlega się grzmot, a ja wybiegam tajnym przejściem, kierując się do lochów. Chłopcy nie zwracają na mnie uwagi, zajęci obserwowaniem. I dobrze.
Ślizgoni znikają w przejściu PWŚ[1], ja zaś niepostrzeżenie skradam się do komnat Mistrza Eliksirów.
Pusto. Siadam na fotelu ustawionym tyłem do wejścia. Kiedy nauczyciel wchodzi do środka, nie zauważa mnie. Idzie prosto do barku z alkoholem. Nalewa sobie Ognistej Whisky i już bierze szklankę do ust.
Machnięciem różdżki rozpalam ogień w kominku. On, zdezorientowany, podskakuje lekko. Szybko obraca się w moją stronę z różdżką w ręce. Mierzy we mnie. Zauważam, że szatę zmoczyła mu Whisky, a i po brodzie kapią kropelki płynu. Normalnie roześmiałabym się, widząc go w takim stanie, a on na to zmarszczyłby tylko brwi, mówiąc pod nosem: I co do cholery jest takie śmieszne?! Lecz to nie była ani normalna, ani tym bardziej odpowiednia chwila.
Na mój widok podnosi lekko brew, lecz opuszcza różdżkę.
 – Granger – warczy. – Jak widzę, nie straszna jest ci avada. – Kpi sobie, ścierając rękawem ciecz kapiącą z brody.
Po chwili kontynuuje nalewanie alkoholu, nie zwracając na mnie uwagi. Musiało go zaintrygować moje milczenie, gdyż podnosi wzrok, by dostrzec mój poważny wyraz twarzy. Unosi drugą brew, niemo pytając, o co chodzi.
 – Jak? – pytam szeptem, prawie niezauważalnie dreszcze przebiegają mi po plecach.
Jednym haustem opróżnia swą szklankę i kolejną, zanim decyduje się przemówić.
 – Zwykle zaklęcie uśmiercające, chyba poznałaś je na IV roku?
Jego szóstki głos i kpiny nie uspokajają tej rzeki myśli, jaka przepływa mi przez głowę. Ranią tym, że mi nie ufa. Lecz czy ja w takiej sytuacji powinnam mu jeszcze ufać?
 – Dlaczego? – uświadamiam sobie, że mój głos przypomina robota. Zimny, ani cienia uczuć.
 – To dłuższa historia. – Usilnie stara się mnie zdenerwować, lecz w ten wieczór ja nie jestem podatna na kłótnię. Nie dam się sprowokować.
 – Widzisz, Severusie – szok lekko wypełnia jego oczy, podpowiadając mi, że się tego nie spodziewał, nie w tej chwili, i tak szybko jak się pojawił, znika w bezkresnej ciemności. Mówię wolno, lecz dobitnie. – Ja już siedzę – by poprzeć te słowa rozpieram się bardziej na fotelu, zakładając nogę na nogę – nic mnie raczej z nóg zbić nie może. – Nie potrafię sobie odpuścić tej drobiny złośliwości. Nie wobec niego. – Mów. Słucham uważnie – pstrykam palcami, by za chwilę trzymać w nich kieliszek wina. Obserwuję go z rosnącą ciekawością, niczym drapieżnik. Ciekawe, co dziś jeszcze mi powie? Jak będą brzmiały jego kłamstwa. Wino w ten czas cierpnie mi na języku.


Wiedziałem, że to się stanie. Prędzej czy później. Poniekąd byłem na to przygotowany. Zaś z drugiej strony zaskoczyła mnie.
Żeby od tak przychodzić do mordercy i żądać wyjaśnień?! Jeszcze spokojnie siedząc sobie w pomieszczeniu. Tylko on i ona.
Nie boi się, nie okazuje nawet cienia strachu. Potrafię to wyczuć.
Lecz tu nie wyczuwam. Kiedy po raz wtóry taksuję ją wzrokiem, ona siedzi niewzruszenie jak skała. Kiedyś dawno by już trzasnęła drzwiami, lecz nie dziś. Dlaczego do cholery?!
Nie bojąc się niczego, przypuściła atak frontalny. Dała mi do zrozumienia, że nie ruszy się stąd, nawet z moją pomocą, dopóki nie dowie się wszystkiego.
Nie mogę wyjść teraz z roli. Nigdy nie dbałem o ten świat, ale o nią tak! Dla niej musi w końcu być bezpiecznie! Ja? Zginę tak czy siak: przysięga to wariant pierwszy. Mało? Wariant drugi: zostanę zabity w walce. Wniosek? Nie przeżyję tej wojny.
Nigdy się co do tego nie łudziłem, w przeciwieństwie do niej. Ciężko było mi słuchać jej wyobrażeń o pokoju na świecie. Mówiła, że będzie pomagać w odbudowie szkoły i zastanawiała się, czy będzie musiała powtarzać rok i czy zda OWUTEMY... Tworzyła wizje, nieraz zastanawiając się, co powie rodzinie i jak przyjaciele zareagują na wieść o naszym związku.
Nie mogę jej powiedzieć, załamałaby się.
To ja muszę być pewny, że jasna strona wygra. Że ten dureń pokona tego kretyna i nastanie pokój.
Nie mogę wyjść z tej roli. Maska zimnego drania znowu gości na mojej twarzy. Widzę jej lekkie drgnięcie powiek. Nie przypuszczała, że jeszcze kiedyś mnie takim zobaczy. Nie sam na sam.


 – Sądzisz, że Ci powiem, tak? Przeliczyła się pani, panno Granger – cmokam z niezadowoleniem. – Zanim jednak opuścisz moje kwatery, odpowiesz mi na jedno pytanie – ciągnął, nie spoufalając się z nią. – Czy to ja według Ciebie zabiłem Dumbledore'a?
Musiał to usłyszeć. Jego umiejętności nie mogły się stać wykrywalne, nawet przez nią. Musi być perfekcyjnie przygotowany, by ocalić świat. W podświadomości prycha na to stwierdzenie. Chrzanić świat, musi ocalić ją!
Ona podnosi się majestatycznie, jej wzrok ogarnia całą moją postać. Kiedy jest już przy drzwiach, odwraca się, jakby w zamyśleniu kiwając głową na boki.
 – To dla mnie troszkę za dużo jak na jeden raz, Sev – jej głos lekko się załamuje. – Nie jestem głupia i ty dobrze o tym wiesz. – Miała rację, pieprzoną rację. – Za dużo się teraz dzieje, bym Ci mogła na to odpowiedzieć. Wiem i czuję – przykłada dłoń do lewej piersi – jak było naprawdę, lecz, potrzebuję czasu – mówi, jak gdyby ją to bolało. – Muszę być pewna tego, co robię i mówię, a w tej chwili – przełyka łzy, by szybko wyrzucić z siebie ostatnie już dziś słowa – Nie potrafię ci zaufać, Severusie. Wybacz – jej dłoń zaciska się kurczowo na klamce. – Wybacz.

Powiedziałam coś głupiego i...

Wszystkie emocje wylewają się z niej jakby tama pękała. Najpierw pojedyncze krople, następnie fale. Gwałtownie szarpie stare drzwi, by zniknąć po chwili. On dostrzega jeszcze zaciśnięte do krwi pięści i słyszy rozdzierający szloch w czasie, gdy drzwi powoli domykają się.
Trzask! Jego maska pęka, a on bierze zamach. Szklanka z kapką whisky leci.
Plask! Ciecz rozpryskuje się na wszystkie strony, szkło w licznych odłamkach spoczywa na podłodze.
Istne pobojowisko – nie tylko w jego komnatach, także w umyśle. Skrzaty to załatwią w pokoju, on musi się wyciszyć.
Być twardym, dla niej! Nie podda się, póki ona nie będzie bezpieczna!
Jego rysy wygładzają się w chwili aportacji. Pada na kolana tak szybko, jak tylko jest w stanie, by zadowolić beznosego czubka. Lecz ON i tak jest usatysfakcjonowany.
Nie dostał dziś prezentu, bo spisał się na medal. Lewa ręka Czarnego Pana po raz kolejny okazała się niezwykle lojalna. Wszyscy świętują, a on planuje dalsze kroki pod wodzą ciemnej strony.
Nigdy nie był wśród niech wesoły. Wesoły Snape? Słyszał ktoś o czymś tak nierealnym?! Dlatego teraz nikogo nie dziwi jego szyderczy uśmiech; w rzeczywistości ponury.
Od dziś przyczynia się do zwycięstwa i odniesie je. Lecz za jaką cenę. Po raz kolejny rani najbliższą mu osobę, by chronić ją! Czy to źle? Racjonalnie ocenił, że to I dobry uczynek. Naprawdę dobry i za to musiał już wypić!

Nie wierzyłam, kiedy mówił, że kocha mnie
Myślałam zgubi mnie w tłumie, zdradzi z tobą lub z nią, za jakiś czas
Żadna z was nie zrozumie, jaki poczułam strach
Bałam się miłości, którą on chciał mi dać

Lód skuwa moje serce. Może wreszcie ono pęknie?
Organ pozostał w miejscu pustki.
Bez serca nie da sie żyć... Ja swoje zostawiłam przy nim.

Moja codzienność mnie zmienia, sama nie wiem już, czy potrafię żyć

Bladła. Chudła. Z każdym dniem coraz mniej życia w niej było. Wszyscy to zauważyli, lecz nic nie mogli z tym zrobić. Każdego odpychała od siebie. Cienie pod oczami robiły się mocniejsze z dnia na dzień. Nikomu nie pozwalała się do siebie zbliżyć. Przysparzała im dodatkowych zmartwień, nie obchodziło jej to. Nic już jej nie obchodziło.
Nie mogę nikomu powiedzieć o nim. To nie byłoby uczciwe! Mieliśmy powiedzieć im o tym razem!!! Jak śmiałeś?! Do cholery, Severusie, jak mogłeś mi to zrobić?!!
Szloch nieustanny dobiega zza ściany jej sypialni. Słyszą go co chwilę pomimo zaklęć. Mają przecież pokój, połączony zresztą, zaraz obok niej.
Mieszka teraz w Norze. Postanowili, że chwile spędzone z „rodziną” jej pomogą. Jej własna została odnaleziona i zamordowana przez Voldemorta. Dla niej zgodzili się, by Dracon Malfoy również zamieszkał z nimi. Nie chciała żadnego kontaktu fizycznego i tylko on był w stanie przebić się przez tę skorupę. Kiedy, bardzo rzadko, drzwi do jej pokoju były uchylone, to właśnie Ślizgon siedział z nią, przytulał ją. Razem patrzyli za okno, wpatrywali się w sufit, liczyli kolorowe kropki na ścianach. Harry’ego i Rona bardzo to irytowało. To oni byli jej przyjaciółmi, nie ta fretka!
Od dłuższego czasu nie wydała z siebie dźwięku, choćby jednego słowa. Gestami porozumiewała się z Molly czy Arturem, lecz tylko w najpilniejszych sprawach dotyczących jedzenia czy sprzątania. Wszyscy uważnie ją obserwowali, jeśli chcieli uzyskać odpowiedź. Nie próbowali już się do niej przytulać, łapać za rękę czy kłaść dłoni na ramieniu. Wzdrygała się, ilekroć coś takiego miało miejsce. Nawet przelotny dotyk wywoływał u niej dreszcze.
Z początku myśleli, że to uraz powojenny i strata rodziców tak bardzo ją przytłoczyła, lecz w Mungu nic nie wykryli.


Sama o tym wiedziała. Nie potrzebowała mogomedyków do tego. Prawdą było, że to ona była ich lekarstwem na depresję po Fredzie, Tonks, Remusie i innych. Opiekowali się nią, zamartwiali tak bardzo, że na dłuższą żałobę nie było czasu. Nie chcieli przecież dopuścić do następnej.

Ukrywam w sobie marzenia, dobrze wiedząc, że
Żadne z nich beze mnie nie spełni się

Szkoda tylko że ona tak nie potrafiła. Sama przeżywała żałobę. Zaśmiała się histerycznie, co wystraszyło Dracona gapiącego się w okno, by przejść po chwili w cichy płacz. Gdyby Severus to wiedział. Czarny, przecież to był jego ulubiony kolor. Kochał, gdy chodziła w czerni.


Być może Ślizgon zauważyłby jej nikły uśmiech, bo przyglądał się jej uważnie, lecz ona siedziała z nogami podwiniętymi pod brodę, głową schowaną. Nie mógł nic dostrzec, nawet jeśliby chciał.

Jak mogłam tak powiedzieć mu?
Jak mogłam nie zatrzymać słów?

Dźwigła się na nogi i cicho wyszła z pomieszczenia. Przyjaciel za nią.
Musiała pomyśleć. Nie tu.
Wybiegła przed dom, nie zważając na krzyki rudzielców i blondyna.
Aportowała się.



I wreszcie nadszedł ten czas: dziś miał się odbyć jego pogrzeb. On, pośmiertnie odznaczony orderem Merlina I Klasy, jak cała Złota Trójca. Gdyby mógł, zapewne prychnąłby z pogardą, mimo że w kącikach oczu zbierałoby się szczęście.
Zebrali się wszyscy na polanie. Nad ziemią unosiły się gradowe chmury. Wicher przemieszczał liście w te i z powrotem. Pochówki reszty odbyły się dobę wcześniej. Najpierw uczniów, następnie nauczycieli, członków Zakonu. Oni spoczęli na wzgórzu, niedaleko Bijącej Wierzby, gdzie zrobiono cmentarz.
Jego zaś mięli pochować na błoniach, jako bohatera. W ten dzień nikt nie był grzebany, by oddać należny mu hołd.
Nie wszyscy chcieli się na to zgodzić się na to zgodzić, lecz Minerwa była nieugięta. Z pomocą Dumbledore’a – jego portretu – przekonała ich co do słuszności tej decyzji.
Jak ona chciała się wtedy odezwać. Wykrzyczeć im wszystkim, że to właśnie on, nikt inny, tylko on na to zasługuje.
Ale nie mogła...

I pozwolić tak po prostu, by odejść mógł

I tak oto w ten deszczowy dzień siedzieli, niektórzy stali, otaczając trumnę. Ciemna była, czarna, hebanowa idealna dla niego. Nikt nie podchodził, by się pożegnać. Skrzynia była pusta. Ciała nie znaleziono. Zdrajcy Czarny Pan nie odda – tak powiedziała Minerwa na jednym ze spotkań, wzdychając ciężko.
Kilka osób wygłosiło mowę. Tak po prawdzie nie było tam nic pochlebnego. Mówili o odznaczeniu, o tym co robił. Większość w szoku słuchała wywodu o Snape’ie szpiegu, nie mogąc w to uwierzyć. Nie mówili o tym, jaki był. Cóż... może rzeczywiście dobrze zrobili? Dla nich był draniem...
Oh... ona tak chciała móc coś powiedzieć...
Nie zdołała.
W pewnym momencie, kiedy podnieśli różdżki w górę, mocny podmuch wiatru strącił jej apaszkę z szyi, jej ulubioną, bo od niego. Czarno – czerwony materiał w subtelną kratkę poleciał w kierunku trumny i spoczął w miejscu, gdzie byłoby jego serce. Ułożył się na kształt węża.
Ona w myślach podziękowała naturze za ten mały prezent, wyginając usta w delikatnym usmiechu. Szybko wyczarowała podobną chustę, by nikt się nie zorientował.
Ten lekki uśmiech zakropiony był dawką dumy. On pewnie przewróciłby tylko oczami, lecz w nich ujrzałaby kapkę satysfakcji. Ona w tym momencie poczuła, jak ciepło ją otula. Nawet jeśli jego już nie ma, ona się nie zmieniła. Ani odrobinę, pod względem charakteru oczywiście. Zawsze umiał ją przejrzeć, niemalże na wylot, więc przy nim nie musiała udawać. Tych zaklęć nauczyła się w samotni, to jest kiedy sama siedziała w pokoju... Nikt nie patrzył, zaczęła ćwiczyć pod osłoną Silencio. Po dwóch tyg. umiała podstawy, resztę szybko opanowała. Dwa dni przed jego pogrzebem zaczęła ćwiczyć klątwy, biało – i czarno – magiczne. Wychodziło jej to z każdą następną coraz lepiej.

Nawet się nie spostrzegła, a ceremonia już się skończyła. Wszyscy zaczęli się powoli rozchodzić w kierunku Wierzby bądź aportować do domów. Dziewczyna jednak zważywszy na zaciekawione spojrzenia coraz częściej zwracane w jej kierunku – wcześniej zamyśleni spoglądali nic nie widzącym wzrokiem przed siebie bądź plotkowali – wyciągnęła różdżkę i aportowała się jako pierwsza z tego sporego tłumu. Nim ktokolwiek zacząłby się domyślać, kim była postać, jej już nie było.


Uwielbiam noc. Właśnie dzięki niemu ją ubóstwiam. Dziś akurat jest pełnia. Kocham to. Jego trumna lśni w blasku księżyca, oświetlając lekko okolicę. Nie mogę zostać tu długo, lecz nie potrafię się oprzeć.
Pokusa, to ona nas do siebie zbliżyła. Kąciki ust podnoszą się lekko. Nie minęło wiele i ja nie zapomniałam. Nigdy tego nie zrobię.
Podchodzę szybkim krokiem, naśladując go, i dotykam matowego drewna. Tablica jest piękna, mimo to mnie tu czegoś brakuje. Lekko rysuję ukochanym nożykiem deski. Wyżłabiam węża. Chwilę przypatruję się temu, po czym nacinam opuszek kciuka lewej ręki. Krew spływa po nożu. Kieruję ją prosto do szczeliny. Po niedługim czasie zaleczam duży palec i przyglądam się swemu dziełu.

Gdybyś tylko teraz wiedział, jak jest mi źle...

Księżyc idealnie oświeca hebanowe deski, z których po lewej stronie, na wysokości serca prezentuje się czarna róża.
Zaklęcie udało się. Na ten widok szczery uśmiech zakwita na mej twarzy. Krew napoiła roślinę, więc dopiero po kilku dniach będę musiała się tu zjawić ponownie. Przynajmniej teraz wygląda tu jak należy, jest coś ode mnie.
Po chwili zerkam na zegarek i klnę szpetnie, po czym się delikatnie uśmiecham. Severus byłby w tej chwili dumny ze mnie. Nigdy się nie ograniczał przy mnie, nie chciałam tego. I proszę czym to poskutkowało. Zasiedziałam się.
Machnąwszy różdżką, znikam pod osłoną blednącej już nocy.



[1] PWŚ – pokój wspólny ślizgonów.

piątek, 13 listopada 2015

Nowa rodzina cz.II



Beta: Kite Millie
Ally wyjrzała przez okno w gabinecie dyrektora i uśmiechnęła się na widok Severusa opartego o drzewo, który rozmawiał z roześmianym Harrym.
 – Harry z dnia na dzień jest szczęśliwszy – odezwał się po chwili dyrektor, siadając za biurkiem.
 – Staramy się – przyznała Ally i westchnęła. – Na początku Harry zachowywał się niepewnie. Bał się, że, gdy coś źle zrobi, odeślemy go do tych potworów!
 – Umiesz wpływać na każdego – odpowiedział Dumbledore.
Ally zachichotała.
 – Z Severusem szło opornie – powiedziała.
 – Ale ci się udało. – Starzec wskazał na fotel naprzeciwko siebie. – Usiądź.
 – Zawsze, gdy byłam uczennicą i słyszałam te słowa, oznaczały, że mam kłopoty – zaśmiała się.
 – Gdybyś uczęszczała do Hogwartu, podejrzewam, że Severus by dawno skończył z samotnością – podsumował Dumbledore.
 – Profesor i uczennica? – Ally zamyśliła się. – To mogłoby być ciekawe, ale lubiłam Beauxbatons. No i oczywiście właśnie dlatego, że uczyłam się we Francji, miałam okazję wpaść przypadkowo na Severusa.
 – Przypadkowo? – zaśmiał się dyrektor.
 – Tej wersji będę się trzymać – Ally posłała mu sprytny uśmieszek.
 – Nie wątpię – Dumbledore pokiwał ze zrozumieniem głową. – A teraz przejdźmy do mojej prośby lub rady…
 – Właśnie – Ally wyprostowała się. – Czemu chciałeś mnie widzieć?
 – Wiesz, że Harry ma mało wspomnień o swoich rodzicach – Gdy kobieta przytaknęła, kontynuował. – Na pewno dobrze by mu zrobiło, gdyby….
 – Nie do mnie powinieneś kierować swoją prośbę – westchnęła, domyślając się dalszego ciągu.
 – Wiesz, że Severus niechętnie dzieli się swoimi wspomnieniami – odparł.
 – Oczywiście, że wiem! – wykrzyknęła, wstając. – Dopiero rok po ślubie pokazał mi wspomnienia! I to nie wszystkie! Podejrzewam, że tylko te … – jej głos się załamał. – Na pewno nie pokazał mi najgorszych, a możesz mi wierzyć, że to, co widziałam, było straszne!
 – Wiem – dyrektor spojrzał na nią za okularów połówek. – Ale czy nie sądzisz, że każde dziecko powinno mieć jakieś wspomnienia o rodzicach?
 – Manipulujesz moimi uczuciami. – Wskazała na niego oskarżycielsko palcem. – Wiesz, że pokochałam  Harry’ego! Ale nie zmuszę do niczego Severusa. Mogę ci jedynie obiecać, że z nim porozmawiam.
 – Postaraj się – poprosił.
Ally jedynie prychnęła i wyszła, trzaskając drzwiami.

Snape, gdy tylko wszedł do salonu, wiedział, że jego żonę coś trapi.
 – Nie jesteś w ciąży? – zapytał bez wstępu.
 – Będę, więc się z tym pogódź – odparła i zmarszczyła czoło. – Gdzie jest Harry?
 – U Hagrida – warknął Severus. – Uparł się, a ja nie miałem zamiaru mu towarzyszyć.
 – Jakby inaczej – wzięła go za rękę i poprowadziła do jednego z foteli. – Usiądź.
 – Co znowu sobie ubzdurałaś? – prychnął. – Pierwsze był ślub, potem dziecko…
 – Które zamierzam urodzić na początku roku – przypomniała. – Teraz chciałabym, żebyś zastanowił się nad… nad moją prośbą…
 – To nie ty wymyśliłaś – zmarszczył czoło i zacisnął wargi. – Albus.
 – Skąd wiesz? – pisnęła.
 – Tylko on od jakiegoś czasu o nic mnie nie prosił, więc oczywiście wiadomo było, że czeka na odpowiednią porę – założył ręce na piersi. – Więc?
 – Chce, byś pokazał  Harry’emu wspomnienia związane z jego rodzicami – powiedziała szybko i wstrzymała oddech, czekając na wybuch.
 – Nie – odparł spokojnie i wyszedł.
Ally siedziała przed chwilę zaszokowana. Nie spodziewała się takiego zachowania. Wstała więc i ruszyła za mężem. Stał na środku gabinetu i wpatrywał się z niechęcią w kamienną misę.
 – Pokażesz tylko to, co chcesz – wyszeptała, przytulając się do jego pleców. Poczuła, jak jego mięśnie się rozluźniają.
 – Nienawidzę tego – warknął.
 – Wiem – stanęła przed nim i spojrzała w oczy. – Severusie, Harry musi mieć wspomnienia, musi poznać chociaż trochę swoją matkę i ojca… ja bym tego pragnęła – dokończyła cicho.
 – Allison – zaczął i przeklął, widząc jej łzy. – Dobrze, pokaże mu!
 – Naprawdę? – ucieszyła się i przytuliła się do niego mocno. – Jeżeli chcesz..
 – Przyprowadź go tutaj – przerwał jej stanowczo.
Ally szybko pocałowała go i wybiegła.

Harry nie mógł nadziwić się, ile stworzeń znajduje się w chatce Hagrida.
 – A Norbert… znaczy się, cholibka, Norberta – zaśmiał się gajowy. – Jest silną i zadziorną smoczych! Charlie pisał, że…
 – Wybacz Hagridzie – Ally weszła do środka i uśmiechnęła się przepraszająco. – Ale muszę coś pokazać  Harry’emu.
 – Oczywiście Ally – pół olbrzym wstał niezdarnie, przez co przewrócił filiżankę. – Idź Harry, cholibka, ja muszę tu posprzątać.
 – Jeszcze cię odwiedzę – obiecał chłopiec i wyszedł wraz z Ally.
 – Harry… – Ally chwyciła go za rękę i spojrzała na niego poważnie.
 – Coś zrobiłem? – przestraszył się.
 – Nie – zapewniła go ze śmiechem. – Po prostu… Severus podzieli się z tobą paroma wspomnieniami…
 – Jakimi? – oczy Harry’ego rozszerzyły się z podekscytowania.
 – Związanymi z twoimi rodzicami…
 – Zobaczę mamę i tatę?! – zawołał Harry. – Naprawdę ich zobaczę?!
 – Naprawdę – przyznała. – Severus czeka na ciebie w gabinecie i…
Harry nie słuchał dalej, tylko biegiem ruszył do lochów.
 – Myślodsiewnia – zaczął Snape od razu, gdy tylko zobaczył  Harry’ego. – Pozwala dzielić się swoimi wspomnieniami…
 – Zobaczę rodziców – dokończył Harry i podszedł do misy. – Jak? Kiedy? Będę obok nich? Daleko? Blisko? Będę ich słyszał? Zobaczę mamę? – pytał bez tchu.
 – Uspokój się – warknął Snape, lecz widząc zawiedzioną minę chłopca, westchnął. – Będziemy w moich wspomnieniach, co oznacza, że będziemy widzieć to, co dzieje się w moim pobliżu. Rozumiesz?
 – Yhy – przytaknął Harry. – Już? Teraz? Proszę!
 – Zanurz twarz w … – Harry nie czekał na koniec zdania, tylko zanurzył się we wspomnienia.
Wylądował na obrzeżach jakiegoś parku. Spojrzał pytająco na Severusa, który pojawił się obok niego.
 – Na lewo – mruknął Snape.
Harry podążył wzrokiem we wskazanym kierunku. Zobaczył na oko jedenastoletniego chłopca. Czarnowłosy, z dużym nosem siedział pod drzewem, a obok niego rudowłosa dziewczynka…
 – Mama? – wyszeptał Harry i powoli do nich podszedł.
 Czekoladowe żaby? Duchy? Jednorożce? – wyliczała Lily.
 – Wszystko istnieje – przyznał Severus.
 – I naprawdę Hogwart istnieje? Tunia mówi, że to żart i…
 – Twoja siostra ci zazdrości – podsumował Severus. – Masz moc, a w Hogwarcie będziesz mogła ją poznać!
 – I dostanę różdżkę?
 – Tak – odparł poważnie. – Każdy ma różdżkę, tyko najpotężniejsi czarodzieje umieją używać magii bez jej pomocy!
 – My będziemy potężni – zaśmiała się Lily.
Wspomnienie się rozmyło się. Tym razem znaleźli się na błoniach Hogwartu.
Młody Severus stał przy jeziorze ze wściekłą miną.
 – No przepraszam – westchnęła Lily. – Wiesz, że nie miałam tego na myśli!
 – Odkąd zaczęłaś spotykać się z tym kretynem, zdarza ci się to często – prychnął.
 – Ty nazwałeś mnie szlamą – przypomniała mu. – I nie mieszaj w to Jamesa! To, że się nie lubicie, to nie moja wina!
 – Nie moja wina, że on i jego koledzy to idioci!
 – Oni to samo myślą o tobie – przypomniała mu Lily. – Sev, jesteśmy przyjaciółmi i chcę, żebyś mnie wspierał!
 – Nie będę przebywał w towarzystwie Pottera!
 – Będziesz przebywał w moim towarzystwie – poprawiła go. – Dzisiaj o dwudziestej w klasie zaklęć! Poznacie się tak naprawdę! I na pewno się polubicie!
Harry rozejrzał się dookoła, gdy przenieśli się w to samo miejsce, lecz tym razem przed nim stał siedemnastoletni Severus i z krzywym uśmieszkiem patrzył przed siebie.
Harry odwrócił się i ujrzał swoich rodziców…
James Potter stał przed Lily ubrany w mugolski garnitur… czerwony mugolski garnitur!
 – Kto ci go wybrał? – zaśmiała się rudowłosa i z czułością pogłaskała go po policzku.
 – Smark mówił, że tak mugole się ubierają – wyjaśnił Potter i zmarszczył czoło. – Ale podejrzewam po twojej minie, że kretyn kłamał!
 – Kogo nazywasz kretynem Potter? – mruknęła pod nosem młodsza wersja Severusa.
 – Mimo to, wyglądasz przystojnie – odparła Lily i spojrzała na niego wyczekująco. – A powiesz mi, dlaczego chciałeś wiedzieć, jak ubierają się mugole?
 – Ponieważ chciałem … – James przeczesał włosy, powodując na głowie jeszcze większy bałagan. – Chciałem… Liluś wiesz… no przecież cię kocham! No wiesz o tym, prawda? Jasne, że wiesz!
 – James…
 – Wyjdź za mnie – powiedział, wyciągając przed siebie aksamitne pudełeczko.
 – Oh James – pisnęła i zarzuciła mu ramiona na szyję. – Kocham cię!
 – Ja ciebie też – odparł i pocałował ją namiętnie. – Liluś jest pewien problem…
 – Jaki? – zdziwiła się, odsuwając trochę.
 – Gdy padłaś w moje jakże wysportowane ramiona, pierścionek wypadł mi z ręki i leży gdzieś w trawie – wyjaśnił James, rumieniąc się.
 – Łamaga – prychnął Severus i odszedł.
 – Teraz ostatnie wspomnienie – wyjaśnił Snape i znaleźli się w jakimś domu.
W pokoju Harry zobaczył Severusa i Lily, która trzymała na rękach.. jego!  Harry’ego!
 – To ja! – wyszeptał wzruszony. Pierwszy raz mógł zobaczyć siebie z mamą. Patrzyła na niego z miłością.
 – James zaraz wróci ze sklepu – powiedziała Lily. – Cieszę się, że nas odwiedziłeś!
 – Musisz posłuchać Dumbledore’a – odparł Snape, nie zwracając uwagi na jej słowa.
 – Nie chcę się ukrywać – rudowłosa przytuliła  Harry’ego.
 – Jeżeli chcesz ochronić swojego syna, zrób to!
 – On jest najważniejszy – wyszeptała poważnie Lily.
 – Wróciłem! – wykrzyknął James, wchodząc do salonu. – O Sma… Snape.
 – Łamaga… a nie… nie faktycznie łamaga – prychnął Snape.
 – Zachowujcie się! – upomniała ich Lily.
 – On zaczął – oburzył się James. – Chodź synu! Musisz zobaczyć miotłę, którą ci kupiłem!
Harry wytarł łzy, które zaczęły płynąć po policzkach, gdy ojciec chwycił go w ramiona i spojrzał na niego z miłością.
 – Oni mnie kochali – wyszeptał i spojrzał na Severusa. – Dziękuję.
Snape skinął mu głową i pojawili się z powrotem w gabinecie.
 – Mam nadzieję, że … – zaczął, lecz nie dokończył, ponieważ Harry podszedł do niego i mocno przytulił. Mistrz Eliksirów, nie bardzo był przygotowany na to, więc tylko poklepał chłopca po plecach. – Mniemam, że ci się podobało.
 – Było wspaniałe – przyznał Harry i uśmiechnął się promiennie. – A możesz mi coś jeszcze pokazać?
 – Co? – Snape zmarszczył czoło.
 – Jak się poznaliście? Ty i Ally?
Severus uśmiechnął się lekko.
 – Te wspomnienia są prywatne, ale możesz zobaczyć, jaka potrafi byś sprytna – odpowiedział i znów zbliżyli się do misy.
Znaleźli się w kwaterach Snape’a. Ally stała na środku pokoju i rzucała w Mistrza Eliksirów wszystkim, co było w zasięgu jej ręki.
 – Jesteś … brak mi słów! – wykrzyknęła. – Nie zasługujesz na mnie! To jasne! A ja głupia chciałam dać ci szansę! Ale koniec z tym!
 – Nie rzucaj we mnie! – warknął wściekły Snape, co sprawiło, że karafka z Ognistą Whisky poleciała w jego stronę.
 – Możesz sobie rozkazywać uczniom! Ja z tobą skończyłam! Teraz ty masz się starać! Mają być kwiaty, czekoladki i cholerne wiersze! – krzyknęła. – I masz się oświadczyć! I chcę mieć dziecko! Albo kilka! I chciałabym… – wyliczała.
 – Nie będę pisał żadnych wierszy! – prychnął. – Pobrać się możemy ewentualnie, ponieważ i tak już tu się zadomowiłaś, więc co mi szkodzi…
 – Co ci szkodzi?! – oburzyła się i zmrużyła oczy. – Te oświadczyny uwłaczają mej godności! Idę na randkę! Z kim?! Jeszcze nie wiem! Ale na pewno ktoś się znajdzie! – odwróciła się na pięcie i chciała wyjść, lecz Snape złapał ją w tali i przyciągnął do siebie.
 – Uspokój się narwańcu – mruknął. – Zostajesz tutaj!
 – Koniec – powiedział Snape i znów byli w gabinecie.
 – To było… ciekawe – Harry wyszczerzył się do Severusa.
 – Bardzo – Mistrz Eliksirów pokręcił głową. – Ta kobieta umie postawić na swoim!
 – Mogę o coś zapytać?
 – O co? – Snape usiadł na jednym z krzeseł.
 – Gdzie są rodzice Ally?
 – Nie żyją – padła rzeczowa odpowiedź. – Zginęli, gdy skończyła szkołę, zabili ją śmierciożercy.
 – Nie ma nikogo – westchnął Harry. – Tak jak ja.
Snape siedział przez chwilę bez ruchu, po czym wstał i ukucnął przed chłopcem.
 – Ally ma mnie, a teraz i ciebie – powiedział poważnie. Harry pierwszy raz widział go takiego, bez gniewu, bez ironizowania i sarkazmu. – A ty masz nas. Pamiętaj o tym! Jesteśmy rodziną.
 – A… mogę… to znaczy… jak… – plątał się Harry i spuścił głowę.
 – O co chodzi?
 – Mogę mówić do Ally mamo? – zapytał Harry cicho.
 – Oczywiście, że tak skarbie – odpowiedziała Ally, stając w drzwiach. – Będę zaszczycona.
 – A jak mam się do ciebie… do pana zwracać? – Harry zagryzł wargę, czekając na odpowiedź.
 – Jak chcesz – padła odpowiedź.
 – Więc mogę mówić tato? I nie będziesz zły?
 – Nie będę – obiecał.
Harry znowu się do niego przytulił.
 – Ja też chcę – zawołała Ally i przytuliła dwójkę czarodziei. – Ale was kocham chłopaki.
 – Przynajmniej teraz mamy przewagę liczebną – mruknął Severus.
 – Będziemy mieli córkę, Severusie – oznajmiła Ally. – A Harry siostrę! Pamiętajcie o tym!
 – Mamy się bać? – zakpił Snape.
 – Chyba tak – odpowiedział Harry, gdy Ally posłała im iście szatański uśmieszek i wyszła, zostawiając ich samych.

 – Nie jestem pewna, czy to dobry pomysł – mruknęła Ally, patrząc na męża z powątpieniem.
 – Przesadzasz – Severus machnął lekceważąco ręką.
 – Mam nadzieję, że w twoim wieku skleroza cię nie dopadła i pamiętasz, że Harry i Draco za sobą nie przepadają?
 – Z moją pamięcią wszystko w porządku Allyson – warknął. – I chyba właśnie ty powinnaś nalegać na to spotkanie, nie prawdaż? Nie tobie powinno zależeć, by Harry nie miał wrogów?
 – A tobie już nie? – prychnęła. – Dobrze! Niech Draco jutro przyjdzie, ale nie mam pojęcia, jak to się skończy!
 – W najgorszym wypadku będziesz musiała użyć eliksiru na pozbycie się dwóch głów, zlikwidowanie ogonów lub…
 – Jutro zabiorę im różdżki – oznajmiła i usiadła mu na kolanach. – Dziękuję.
 – Za co? – zmarszczył czoło.
 – Za pokazanie Harry’emu wspomnień.
 – Allyson Snape, jeżeli myślisz, że zwykłe dziękuję wystarczy, to jesteś w błędzie! – oznajmił i pocałował ją czule.
 – Przepraszam – usłyszeli i oboje spojrzeli na  Harry’ego, który chciał szybko wyjść.
 – Nie masz za co – zaśmiała się Ally i pocałowała Severusa w czoło, po czym wstała. – Jesteś u siebie, kochanie!
 – Nie chciałem przeszkadzać – wytłumaczył Harry.
 – Nie przeszkodziłeś – mruknął Snape. – Allyson wie, że co się odwlecze…
 – Idiota – prychnęła rozbawiona i wyszła.
 – O co chodzi? – zapytał Snape, patrząc na niepewnego chłopca.
 – Mam problem – odpowiedział cicho.
 – Jaki?
 – Nie umiem poradzić sobie z zadaniem, które zadała nam profesor McGonagall – przyznał, rumieniąc się. – Książkę zniszczył mi wuj Veron, gdy wróciłem do domu i…
 – Ten kretyn tylko to umie robić – podsumował Severus i wstał. – W mojej bibliotece na pewno znajdziesz ten podręcznik.
 – A ty co będziesz robił? – zapytał Harry z ciekawością.
 – Muszę uwarzyć kilka eliksirów – odparł.
 – Mogę ci pomóc?
 – Chcesz z własnej woli ważyć eliksiry? – zdziwił się Snape.
 – Lubię eliksiry – Harry wzruszył ramionami. – Po prostu nie mam do nich talentu. Hermiona to co innego…
 – Lubisz eliksiry? – powtórzył zdumiony Snape.
 – Gdybyś tak nie krzyczał na lekcjach, to większość by je lubiła – zawołała Ally z drugiego pokoju.
 – Nie podsłuchuj, siło nieczysta! – wrzasnął Snape zirytowany i spojrzał na  Harry’ego. – Ja nadal mam zamiar wydzierać się na zajęciach!
 – Wiem, ale już się nie będę bał – odpowiedział poważnie Harry.
 – Możesz udawać – powiedział Severus. – Więc chodźmy do laboratorium.
 – Naprawdę mogę ci pomóc? – zapytał podekscytowany Harry.
 – Możesz – Snape westchnął. – Może nie wylecimy w powietrze.
 – Może nie – przyznał chłopiec z szerokim uśmiechem.
Na drugi dzień gdy tylko Harry wstał i przyszedł na śniadanie, wiedział, że to co powiedzą mu jego nowi rodzice, wcale mu się nie spodoba.
 – Draco dzisiaj przybędzie – oznajmił Snape.
 – Mogę iść do Hagrida? – zapytał Harry z nadzieją. – I wrócić, gdy Malfoy zniknie?
 – Nie – padła stanowcza odpowiedź.
 – Spróbuj się z nim dogadać – poprosiła Ally.
 – Ale to on zaczął, obrażając Rona i jego rodzinę!
 – Wiem, ale Draco nie jest z natury zły – wytłumaczyła Ally. – Tak został wychowany, ale na pewno gdy zostaniecie sami, to się dogadacie!
 – Marzenia – mruknęli równocześnie.
 – Za bardzo się do siebie upodobniacie – zaśmiała się Ally.

Po śniadaniu Harry usiadł w salonie i przypatrywał się czarodziejskim szachom, które stały w rogu pokoju.
 – Chcesz zagrać? – zapytała Ally, siadając obok niego.
 – A umiesz? – uśmiechnął się do niej.
 – Jestem mistrzynią – puściła mu oczko.
Harry musiał przyznać, że jego nowa mama wiele potrafiła. A w szachy naprawdę była bardzo dobra!
 – Na pewno wygrałabyś z Ronem! – powiedział podekscytowany Harry, gdy skończyli trzecią partie.
 – Z Weasley’em każdy wygra – usłyszeli szyderczy głos.
Odwrócili się i ujrzeli Dracona stojącego w drzwiach.
 – Witaj, ciociu Allyson – ukłonił się.
 – Witaj – odparła Ally i posłała  Harry’emu zachęcający uśmiech.
 – Witaj Draco – powiedział z westchnieniem.
 – Potter – Draco skinął niezauważalnie głową.
 – To ja przygotuje wam coś do jedzenia! – wykrzyknęła Ally i ruszyła do drzwi, nagle przystanęła. – Macie być grzeczni, nie chce widzieć żadnych ran, ani zniszczeń, czy to jasne?
 – Tak – odpowiedzieli chórem.
Gdy zostali sami, Draco prychnął.
 – Ona zawsze taka jest?
 – Jaka? – Harry zmarszczył czoło.
 – Dziwna.
 – Nie jest dziwna – oburzył się Harry. – Jest super!
 – Możliwe – Draco wzruszył ramionami.
Nastała cisza, Harry zaczął układać pionki na swoich miejscach.
 – Chcesz zagrać? – zapytał nagle.
 – Jeżeli chcesz przegrać – odparł Draco i usiadł naprzeciwko.
 – Żebyś się nie zdziwił – powiedział Harry.
Ally po godzinie wróciła do komnat. Przeklinała samą siebie, że na dzisiaj umówiła się na wizytę do madame Pomfrey. Miała nadzieję, że nie zastanie w domu żadnych odciętych kończyn…
 – Nie tak Potter! – usłyszała krzyk Dracona.
 – Nie znasz się, Malfoy – prychnął Harry.
 – Odezwał się znawca – odparował Draco. – Przegrywasz!
 – Nieprawda! – oburzył się Harry. – Jesteś na straconej pozycji i dlatego takie głupoty wygadujesz! Więc walcz, a nie gadaj!
 – Polegniesz z kretesem, Potter! – wykrzyknął Draco. – Szykuj się na śmierć!
Usłyszawszy to, Ally pisnęła i z różdżką w ręce wpadła do salonu i… stanęła jak wryta.
 – Co tu się dzieje? – zapytała zaszokowana.
 – Bawimy się w wojnę – odparł Draco, niechętnie wychodząc zza sterty poduszek.
Ally rozglądnęła się. Chłopcy odwrócili dwie kanapy, tak, że każdy mógł schować się za jedną, obok siebie poukładali chyba wszystkie poduszki, jakie znaleźli.
 – Potem wszystko posprzątamy – obiecał Harry.
 – Dobrze – Ally uśmiechnęła się promiennie. – Bawcie się dobrze!
Zamknęła za sobą drzwi i pobiegła do laboratorium.
 – Snape! – ze śmiechem podeszła do męża.
 – Cieszę się, że znasz moje nazwisko – prychnął, nie odwracając głowy od kociołka.
 – Harry dogadał się z Draconem – oznajmiła zachwycona. – Bawią się w wojnę na poduszki!
 – Hmm – mruknął tylko i pomieszał w kociołku.
 – Tak, tak wiem, że się cieszysz – Ally wzniosła oczy do nieba i przygryzła wargę. – Skarbie?
 – Tak? – padła lakoniczna odpowiedź.
 – Byłam u Poppy – powiedziała i pogładziła go po ramieniu.
 – I? – udał zainteresowanie.
 – Do jasnej Anielki, Snape! – Ally straciła cierpliwość. – Jestem w ciąży, idioto! Tak trudno się domyślić?!
 – Po twoim zachowaniu, powinnaś być w ciąży, odkąd się poznaliśmy, bo zawsze zachowujesz się dziwnie – prychnął.
 – Nie dotarło do ciebie jeszcze – westchnęła. – No więc, za siedem miesięcy będziemy mieli kolejne dziecko, a co za tym idzie, będziesz ojcem Severusie, co mam nadzieję, sprawi ci przyjemność, a jak nie, to zakopie cię w Zakazanym Lesie i znajdę sobie jakiegoś normalnego męża!
 – Świetnie – mruknął. – Lockhart podobno będzie na Pokątnej.
 – Idiota – mruknęła Ally i siłą zmusiła Severusa, by na nią spojrzał. – Dziecko, pieluchy, płacz, karmienie… mówi ci to coś?!
 – Jesteś w ciąży – warknął, wyrywając ramię. – Nie jestem jakimś gryfonem, żebym nie wiedział, co to oznacza! – oburzył się.
 – Świetnie! – prychnęła zawiedziona jego zachowaniem. – Idę na spacer.
 – To idź – odwrócił się od niej plecami.
Ally powstrzymała łzy i ruszyła do drzwi, które nagle się przed nią zatrzasnęły.
 – Jak do jasnej cholery w ciąży? – wykrzyknął Snape i spojrzał na nią zaskoczony.
 – Dopiero teraz do ciebie dotarło? – zawołała, ocierając łzy.
 – Nie becz narwańcu – mruknął, przyciągając ją do siebie.
 – Cieszysz się, prawda? – zapytała z nadzieją.
 – Cieszę – przyznał i pocałował ją czulę. – Będziemy mieć dziecko…
 – Drugie dziecko – poprawiła go.
 – Drugie – zmarszczył czoło. – W ciągu miesiąca zostałem ojcem i dowiedziałem się, że zostanę ojcem… dziwne…
 – Dziwne, ale wspaniałe – oznajmiła Ally, zarzucając mu ramiona na szyję. – Kocham cię!
 – Ja ciebie też – oparł czoło o jej czoło. – Allyson ty naprawdę umiesz zmieniać życie.
 – Na lepsze?
 – Na lepsze – zapewnił.

Harry spojrzał na rodziców i zamyślił się.
 – No więc o co chciałeś nas porosić? – zapytała Ally z uśmiechem.
 – No bo za tydzień kończą się wakacje i… – zamilkł, szukając dobrej odpowiedzi. – Chciałbym… mógłbym zaprosić Rona i Hermionę? Draco też przyjdzie z Zabinim i Prakinson i…
 – Nic nie zniszczycie i nie będziecie przeszkadzać mi w pracy w laboratorium – zaznaczył Snape.
 – Obiecuję! – krzyknął Harry. – I nie będziemy krzyczeć, gdy będziesz spać mamo!
Ally posłała mu wdzięczne spojrzenie. Przez ciążę stała się strasznie senna…
 – Więc nie widzimy problemu – odparła. – Zaraz napiszę do Pani Weasley i Pani Granger, czy ich dzieci mogłyby przyjechać do Hogwartu już pojutrze.
 – Dziękuję – Harry przytulił ją mocno.
 – Nie ma za co – pocałowała go w czoło.
Harry od rana chodził podekscytowany. Wczoraj przyszły odpowiedzi od rodziców Rona i Hermiony, w którym była zgoda na wcześniejszy przyjazd.
 – Napisałam Molly Weasley o adopcji – powiedziała Ally mężowi, patrząc, jak Harry chodzi od pokoju do pokoju. – Ale poprosiłam, by nie mówiła Ronowi.
 – Dobrze zrobiłaś – przyznał Severus. – Molly dochowa sekretu, ale możesz też się spodziewać, że jutro nas odwiedzi – dokończył z niechęcią.
 – Mnie ta wizyta bardzo ucieszy, nie to co ciebie – zaśmiała się Ally.
 – Która godzina? – zapytał Harry.
 – Zaraz powinni być – powiedziała Ally.
 – To ja pójdę do gabinetu dyrektora! – zawołał i wybiegł.
Harry powiedział hasło i wszedł do gabinetu. Dumbledore’a nie było, więc, pogłaskawszy wcześniej feniksa, usiadł na jednym z krzeseł i czekał.
 – Harry, panna Granger i pan Weasley zaraz przybędą – oznajmiła profesor McGonagall, wchodząc do gabinetu z jego miotłą w ręku. – To mogę ci już oddać – dodała z uśmiechem. – Drugoroczniacy mogą już mieć własne miotły.
 – Super – ucieszył się Harry i w tym momencie z kominka wyszła najpierw Hermiona z Ronem, a za nimi Fred i George.
 – Harry! – krzyknęła Hermiona i przytuliła go mocno. – Jak dobrze cię widzieć!
 – Fajnie, że wcześniej przyjechałeś do szkoły! – powiedział Ron, przybijając z nim piątkę.
 – Harry kochanieńki – zaczął Fred.
 – Jak ty wyrosłeś – dokończył George, naśladując Panią Weasley.
 – Dorośnijcie – prychnęła Hermiona.
 – Nigdy! – odpowiedzieli jednocześnie.
 – Wasze rzeczy są już w waszych dormitoriach – powiedziała McGonagall. – Mam nadzieję, że nie będzie żadnych problemów – tu spojrzała na bliźniaków, którzy uśmiechnęli się niewinnie.
Profesor transmutacji wyprowadziła ich z gabinetu i zostawiła samych na korytarzu.
 – Co robimy? – zapytała Hermiona.
 – idziemy na boisko! – wykrzyknął Ron. – Harry ma Nimbusa!
 – Nie możemy sami przebywać na boisku Ronaldzie – oburzyła się Hermiona. – A jeżeli coś się stanie?
 – Pesymistka – prychnął rudzielec.
 – Chodźmy! – zdecydowali bliźniaki i chwyciwszy Hermionę, skierowali się na boisko.
Gdy znaleźli się na boisku, Harry zdążył zrobić jedno okrążenie, zanim zaczęło mocno padać.
 – Chyba musimy przerwać – zdecydowali i biegiem ruszyli do szkoły.
 – Idziemy do pokoju wspólnego? – zapytała Hermiona.
 – Ja… – zaczął Harry.
 – Harry! – usłyszeli wściekły głos za sobą.
Wszyscy podskoczyli przerażeni i spojrzeli na Mistrza Eliksirów.
 – To nie tak Panie profe… – zaczęła Hermiona, lecz ucichła, widząc groźną minę mężczyzny.
 – Zamilcz Granger – wysyczał i spojrzał na  Harry’ego. – Co masz na swoje usprawiedliwienie?
 – Ja… naprawdę nic mi nie groziło – mruknął, spuszczając głowę.
 – Masz dwanaście lat! – krzyknął Snape. – Kto ci dał miotłę?
 – Profesor McGonagall – odpowiedział za niego Ron.
 – Minerwa – prychnął. – Marsz do domu!
 – Ale jak do domu? – zdziwił się Fred.
 – Do Nory? – dodał George.
 – Nie do was mówiłem – Snape zmierzył ich groźnym wzrokiem.
 – Nie jesteś zły? – zapytał ze strachem Harry.
 – Zły? Nie! Wściekły to lepsze słowo, idź do swojego pokoju, a przed tym powiedz matce, co zrobiłeś – rozkazał i odszedł, powiewając szatami.
 – No to będzie kazanie – westchnął Harry.
 – Jak matce? – Ron jak i reszta spojrzała na wybrańca.
 – Eee no bo właśnie chciałem wam powiedzieć… Snape i jego żona Ally mnie adoptowali! – powiedział z niepewnym uśmiechem.
 – Jesteś synem Snape’a? – zawołali zdumieni bliźniacy, po czym uśmiechnęli się szeroko. – Fajnie!
 – Mhy – przytaknął Harry i uśmiechnął się niepewnie. – W drugi dzień wakacji Snape przybył do Dursley’ów i mnie stamtąd zabrał!
 – Na zawsze? – zapytała podekscytowana Hermiona.
 – Tak – chłopiec spojrzał na nich z radością. – Mam własny pokój w jego mieszkaniu w lochach i …, mam teraz rodziców!
 – To cudownie Harry! – Hermiona mocno go przytuliła.
 – On każe ci za karę warzyć eliksiry? Sprzątać sale? Czyścić kociołki? – zapytał ze strachem Ron.
 – Nie – zapewnił go Harry – Jest super, naprawdę!
 – Co robiłeś przez te dwa miesiące?
 – Hm dużo czasu spędzałem z rodzicami, no i często byłem u Hagrida, odwiedzał mnie też Draco…
 – Malfoy?! – oburzyli się wszyscy Weasleyowie.
 – Nie jest taki zły – odparł Harry. – Zaprzyjaźniliśmy się. Też dzisiaj przybędzie z Zabinim i Parkinson.
 – Ale z nim? – Ron wyglądał na przerażonego.
 – Nie będzie źle – zapewnił Harry.
Jego przypuszczenia okazały się słuszne.
Hogwart musiał przyznać, że przyjaźń pomiędzy Trójką Gryfonów i trójką Ślizgonów jest możliwa.
Harry miał rodziców, siostrę, przyjaciół.
Żył jak każde normalne dziecko, dziecko czarodziejskie. Przeżywał przygody, uczył się i poznawał magiczny świat.
Jego życie było szczęśliwe, gdy skończył szkołę stworzył rodzinę … z kim? To już inna historia….