poniedziałek, 30 czerwca 2014

Życie pisze różne historie...

Życie pisze różne historie...

Ta miniaturka jest... inna :) Przynajmniej jak na mnie :)
Mam nadzieję, że się spodoba ;)
Beta: Kite Millie

Pokój pogrążony był w mroku, słychać było tylko tykanie zegara. Na krześle przy oknie siedziała siwowłosa kobieta, która nie poruszyła się od dłuższego czasu. Wzrok miała wbity w okno, lecz nie widziała niczego. Myślami była daleko, jej twarz była surowa, jedynie oczy ukazywały ból, któremu nie mogła zaprzeczyć. Na jej policzkach pojawiły się łzy, nie mogła ich powstrzymać.
Wstała i niepewnie podeszła do drzwi. Nagle odwróciła się, stanęła przed komodą i otworzyła szkatułkę. Wyciągnęła z niej pierścień, założyła na palec i odetchnęła głęboko.
 – Już czas – wyszeptała i wyszła z komnaty.
Szła szybko, jakby bała się tego, co może się zdarzyć, gdy zawróci. Kiedy dotarła do chimery pilnującej wejścia do gabinetu, posąg odsunął się, nie czekając na hasło.
 – Wiedziałem, że się zjawisz – powiedział Dumbledore, uśmiechając się z obrazu. – Nie mogłabyś przepuścić okazji do zrobienia mi awantury Mini.
 – Należałoby ci się Albusie – odpowiedziała cicho profesor McGonagall, stając przed nim. Spojrzała na mężczyznę, który patrzył na nią niebieskimi oczami zza osadzonych na haczykowatym nosie okularów – połówek.
 – Jestem tego świadomy – zaśmiał się.
 – Dlaczego Severus?! – zadała pytanie, które pojawiło się w jej głowie w chwili, gdy zrozumiała, że śmierć tego starego głupca była zaplanowana.
 – Severus dobrze wypełnił swoją misję – odpowiedział Dumbledore. – Dlaczego on? Może wydawać się, że byłem bezwzględny, niszcząc mu jeszcze bardziej życie… przez to że mi pomógł, jego reputacja Śmierciożercy tylko się potwierdziła, ale wierz mi, rozmawialiśmy o tym wiele godzin, jedynie to mogliśmy uczynić, by Draco nie musiał popełniać morderstwa w tak młodym wieku, by uchronić jego duszę przed losem gorszym niż jego ojca!
 – Mogliście mi powiedzieć! – oburzyła się.
 – Wybacz Minerwo, lecz uważałem, że im tak będzie najlepiej!
 – Myliłeś się! – wykrzyknęła, przypominając sobie chwilę, gdy Poppy przybiegła po nią w ten pamiętny dzień.

Na błoniach roiło się od uczniów, Minerwa musiała siłą przecisnąć się do przodu.
Gdy jej się to udało, stanęła sparaliżowana, nie wierząc w to, co widzi.
 – To niemożliwe – wyszeptała.
Harry Potter pochylał się, płacząc nad dyrektorem, starszy mężczyzna leżał nieruchomo, a jego twarz wyrażała spokój.
 – Snape go zabił! – wykrzyknął Harry. – To zdrajca!
 – Harry! – Ginny upadła na kolana obok swojego chłopaka i odciągnęła go od Dumbledore'a.
W tym momencie profesor transmutacji otrząsnęła się z szoku.
 – Prefekci zaprowadzić pierwszorocznych do dormitoriów! – rozkazała głosem nieznoszącym sprzeciwu. – Nauczyciele wezwać aurorów! Panno Granger, panie Weasley proszę zająć się panem Potterem!
 – Tak, pani profesor – Hermiona płacząc, podeszła do obejmującej się pary i wziąwszy Harry’ego za rękę, wraz z Ginny zaczęła ciągnąć go w stronę zamku. Ron spojrzał ostatni raz na ciało dyrektora, po czym ruszył za przyjaciółmi.
 – To niemożliwe, pani psor – załkał Hagrid. – To nie może być prawda!
Minerwa jedynie skinęła nieznacznie głową, wpatrując się w ciało Albusa.
 – To na pewno było zaplanowane – powiedziała profesor Sprout, stając obok kobiety, gdy Aurorzy zjawili się, by zabrać ciało dyrektora.
 – Wiem – odpowiedziała McGonagall zgodnie z prawdą. – Ale nie wiem dlaczego…
 – Dowiemy się tego – obiecała Poppy, klepiąc ją przyjacielsko po ramieniu.

 – Jesteś starym głupcem – warknęła, patrząc na uśmiechniętego Dumbledore'a.
 – Wszystko skończyło się dobrze Mini! – pocieszył ją. – Voldemort nie żyje, wojna się skończyła…
 – Straciliśmy wiele wspaniałych osób – przerwała mu. – Severus, Tonks, Remus, Fred Weasley, panna Brown, panna…
 – Wiem – jego twarz spoważniała. – Lecz pamięć o nich zostanie zachowana przez każdego, kto pozna historie bitwy o Hogwart!
 – Severus …. – zaczęła, wpatrując się w okno gabinetu. – Był młodym mężczyzną, powinien cieszyć się teraz życiem, tyle lat cierpiał … – łzy pojawiły się w jej oczach. – Był dla mnie jak syn, którego nigdy nie miałam, był zawsze taki poważny, nawet jako dziecko, samotny, skryty lecz odważny… poświęcił swoje życie dla nas…
 – Minerwo, Severus Snape jest bohaterem i dzięki wspomnieniom, które znajdują się w mojej myślodsiewni zostanie oczyszczony ze wszystkich oskarżeń, pośmiertnie zostanie odznaczony…
 – Co mu z tego?! – zawołała z goryczą. – Za życia był źle traktowany, prawie nikt mu nie ufał! Cierpiał! Ja wiem, że ten chłopiec cierpiał!
 – Tylko ty nazywałaś go chłopcem i nie straciłaś życia – przypomniał z uśmiechem.
 – Był wspaniałym człowiekiem – wyszeptała i spojrzała na Albusa. – Ty też…
 – Wiem o tym – wypiął z dumą pierś. – Pamiętaj, że byłem niezwykły!! Tylko ja ze znanych ci osób mam bliznę w kształcie planu Londyńskiego metra!
 – Ty i te twoje przechwałki – prychnęła.
Przez chwilę panowała cisza, oboje pogrążyli się w swoich myślach.
 – Gniewasz się – stwierdził Dumbledore.
 – Nie gniewam… jestem wściekła – poprawiła go.
 – Umierałem Mini.
 – Przez własną głupią ciekawość! – wykrzyknęła z wyrzutem. – Musiałeś przymierzać ten pierścień?! Nie mogłeś się opanować?! W twoim wieku wypadałoby mieć trochę oleju w głowie!
 – Wybacz, lecz znasz mnie – wzruszył ramionami. – Insygnia mnie fascynowały, to one przez kilka lat były dla mnie priorytetem, chroniłem je, by nie dostały się w ręce Toma, lecz gdy dowiedziałem się o horokrusach, cały czas o nich myślałem, cały czas zastanawiałem się, jakimi przedmiotami mogą być, wiedziałem, że Harry jest jednym z nich, lecz reszta… to była zagadka, którą musiałem rozwiązać! Nic mnie nie mogło powstrzymać, nie pomagały racjonalne argumenty Severusa, więc gdy dostałem w swoje ręce ten pierścień… Minerwo wybacz staremu głupiemu człowiekowi, ale nie mogłem się powstrzymać, założyłem go, resztę już znasz.
 – Jedna rzecz, a tyle zmienia – powiedziała kobieta, wpatrując się w pierścień na jej palcu.
 – Zachowałaś go – Dumbledore się uśmiechnął.
 – Dla przestrogi – wytłumaczyła. – Żeby przypomniał mi, że ciekawość do niczego dobrego nie prowadzi!
 – Szkoła została już całkowicie odbudowana – zmienił temat Albus.
 – Tak… wszystko zostało odbudowane – przyznała, wzdychając. – Uczniowie wrócą do Hogwartu we wrześniu, to nie będzie przyjemny rok... Prawie każdy stracił kogoś bliskiego, większość ślizgonów została sierotami. Będzie smutno, cicho, przytłaczająco.
 – Należy pamiętać o zmarłych – powiedział po chwili Dumbledore. – Lecz należy także pamiętać, że obowiązkiem każdego człowieka jest radość z każdej chwili życia, z każdej nawet najbardziej prozaicznej czynności, ponieważ wielu nie ma już tej możliwości.
 – Wiem – Minerwa spojrzała na niego poważnie. – Myśleliśmy, by pierwszy raz w historii szkoły nie organizować balu na święta, lecz potem przemyśleliśmy to i stwierdziliśmy, że uczniowie muszą zacząć zapominać o smutku, muszą zacząć żyć…
 – Dobrze robisz Mini – odparł mężczyzna. – Pamiętaj, że Hogwart znów ma się zapełnić podekscytowanymi pierwszorocznymi, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę, drugorocznymi, którzy czują się w szkole jak w domu, trzeciorocznymi, którzy zawiązali już tu przyjaźnie, czwartorocznymi, którzy szczęśliwi idą na swój pierwszy bal, piątorocznymi, którzy przygotowują się do Sum, szóstorocznymi, którzy cieszą się ostatnim rokiem beztroski i na koniec siódmorocznymi, którzy podejmują decyzje o reszcie swojego życia! Ta szkoła ma być dla nich miejscem magicznym, mają przeżyć tu chwilę radości, nie smutku i żalu…
 – Masz rację, Albusie – Minerwa uśmiechnęła się do niego pierwszy raz od wejścia do gabinetu. – Czas zacząć zapominać o złu, jakie minęło!
 – I to jest dziewczyna, którą znam! – zawołał zachwycony Dumbledore, powodując rumienieć na twarzy kobiety.
 – Eh ty umiesz prawić komplementy – mruknęła rozanielona, lecz po chwili spoważniała. – Wiesz, że bez ciebie Hogwart nie będzie ten sam? I bez naszego Mistrza Eliksirów… nikt was nie zastąpi, a wiem, że muszę znaleźć zastępstwo za Severusa… lecz nie umiem!
 – Minerwo, Severus już nie wróci, musisz się z tym pogodzić…
 – Nie mogę – załkała. – Kto teraz będzie się kłócił ze mną? Komu będę matkowała?
 – Udawał wściekłego, ale ja wiem, że uwielbiał, jak o niego dbałaś – powiedział poważnie dyrektor.
 – Minęło już trochę czasu, a ja za każdym razem gdy zamknę oczy, widzę twoje martwe ciało leżące na błoniach, bądź Severusa z pustym spojrzeniem…
 – Potrzebujesz czasu – odezwał się mężczyzna po chwili. – Każdy musi zacząć żyć od nowa, bez tego bólu w sercu, który nasila się na wspomnienie poległych.
 – Ile musi minąć? – zapytała cicho.
 – Na to nikt nie zna odpowiedzi…
 – Zastanawiałam się, czy wszystko pozostanie tak samo, kiedy mnie już nie będzie? Czy książki odwykną od dotyku moich rąk, czy suknie zapomną o zapachu mojego ciała? A ludzie? Przez chwilę będą mówić o mnie, będą dziwić się mojej śmierci – zapomną. Nie łudźmy się, przyjacielu, ludzie pogrzebią nas w pamięci równie szybko, jak pogrzebią w ziemi nasze ciała. Nasz ból, nasza miłość, wszystkie nasze pragnienia odejdą razem z nami i nie zostanie po nich nawet puste miejsce. Na ziemi nie ma pustych miejsc*.
 – Minerwo, zawsze uważałem cię za bardzo mądrą kobietę – Dumbledore uśmiechnął się. – Zawsze wiedziałaś, jak zachować się w danej sytuacji, jak pomóc komuś, jak sprawić, by nieśmiały chłopiec stał się bohaterem...
 – Harry..
 – To twoja zasługa Mini – powiedział dyrektor. – To ty zawsze doradzałaś mi, jak powinienem się zachować w stosunku do niego, jak przekazać mu trudne sprawy, jak pocieszyć go po kolejnej stracie, to dzięki tobie zdobył przyjaciół, możesz zaprzeczać, ale ja wiem, że, gdy dotarliśmy do łazienki w Noc Duchów, gdy Harry był na pierwszym roku, od razu domyśliłaś się, że panna Granger kłamie, wcale nie próbowała znaleźć trolla…
 – Była taka samotna – Minerwa się zamyśliła. – Taka zdolna dziewczynka, taka zagubiona jak…
 – Jak Severus – podsunął mężczyzna.
 – Jak Severus – przyznała z lekkim uśmiechem. – Nie chciałam, żeby powtórzyła się historia sprzed kilkunastu lat, nie chciałam, by została wyrzutkiem przez swoją inteligencje i sposób bycia, pan Potter i Weasley sprawili, że otworzyła się na innych…
 – Pomogłaś całej trójce – przerwał jej. – Pan Weasley nie stałby się takim człowiekiem gdyby nie ty.
 – Ronald zmienił się dzięki Harry'emu i Hermionie – odpowiedziała. – Tylko oni byli dla niego przyjaciółmi z prawdziwego zdarzenia, nie odsunęli się od niego, gdy ich po raz kolejny zawodził, bądź oskarżał o rzeczy, których nie zrobili …
 – Zawsze był uparty i narwany – zaśmiał się Dumbledore. – Charakter ma po Molly!
 – Biedna Molly – Minerwa spojrzała w okno i zamyśliła się nad losem rudowłosej kobiety. – Straciła syna… najpierw braci, później jednego z synów… podziwiam ją Albusie! To wspaniała kobieta, mimo straty nadal troszczy się o innych, udaje, że życie toczy się dalej, lecz gdybyś ujrzał jej oczy, gdy ktoś wspomni Freda… Ten ból jest nie do opisania…
 – Jak się czuje drugi ze wspaniałych bliźniaków?
 – George zamknął się w sobie – wyszeptała. – To nie jest ten chłopiec, który wraz z bratem został największym kawalarzem Hogwartu od czasu Huncwotów, teraz…. Na jego ustach nie ma już tego zadziornego uśmiechu, jego oczy nie błyszczą radością…
Minerwa zamilkła, wspominając scenę, której była świadkiem kilka dni temu.

W Norze było pełno ludzi, ze wszystkich stron można było usłyszeć strzępki rozmów, rodzina Weasleyów spotkała się z przyjaciółmi, by uczcić zakończenie wojny.
George siedział przy kominku i wpatrywał się w zdjęcie przedstawiające rodzinę w Egipcie.
 – Może pogramy w quidditcha? – zapytał Ron, rozglądając się po salonie.
 – Dobry pomysł – podchwyciła Ginny.
 – Fred idziemy? – George zadał pytanie, rozglądając się dookoła. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę, co zrobił. W pomieszczeniu zrobiło się cicho, Minerwa spojrzała na Molly, która z trudem powstrzymała szloch, George mruknął pod nosem „przepraszam” i wyszedł z domu.

 Życie się zawaliło Albusie – powiedziała Minerwa. – Nigdy nie będzie już tak samo.
 – Nigdy – przyznał. – Lecz należy iść przez życie, gdy mamy taką możliwość! Pamiętaj o tym! Spójrz na naszą Złotą Trójcę. Przeżyli przez siedem lat więcej niż niejeden stuletni głupiec przez całe swoje życie, a jednak nie poddali się, walczyli, by teraz układać sobie życie!
 – Mam nadzieję, że im się to uda… nikt bardziej nie zasłużył na to niż oni – McGonagall westchnęła. – Tęsknię za tobą…
 – Ja za tobą też Mini – odparł cicho. – Lecz życie pisze dla każdego inny scenariusz, nie mamy wpływu na to, co przyniesie nam następny poranek… A teraz… zajmij miejsce, które od dawna ci się należało!
Minerwa uśmiechnęła się smutno, odetchnęła głęboko i usiadła za biurkiem.
 – Pani dyrektor Minerwa McGonagall – powiedział z dumą Albus.
 – Następczyni Albusa Dumbledora i Severusa Snape – dodała. – Dwóch wspaniałych ludzi, którym postaram się dorównać!
 – Już dawno to zrobiłaś moja droga – starzec uśmiechnął się. – Już dawno…
________________________________________________________________
*Halina Poświatowska

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Rzodkiewkowy naszyjnik




Rzodkiewkowy naszyjnik

Mam nadzieję że się spodoba ;)
Dziękuję za każdy komentarz! :D
Beta: Kite Millie

Draco spojrzał na zamyśloną blondynkę. Od godziny wpatrywała się w krajobraz za oknem.
 – Nie znudziłaś się? – zapytał zniecierpliwiony.
 – Nie – odparła z uśmiechem. – Tu jest pięknie!
 – Normalnie – wzruszył ramionami, stając za nią i patrząc na góry.
 – Musisz zauważać wspaniałe rzeczy – powiedziała poważnie.
 – Zauważam – mruknął, obejmując ją od tyłu.
 – Nie prawda – wyszeptała.
Draco zmarszczył czoło.
 – Po prostu stąpam twardo po ziemi.
 – A powinieneś latać wysoko nad nią – odparła rozmarzonym tonem.
Blondyn prychnął pod nosem, przypominając sobie pierwszy raz, gdy zauważył w tej rozmarzonej dziewczynie coś więcej.
Siedział na Wieży Astronomicznej, rozmyślając nad swoim życiem. Voldemorta już nie ma, co teraz? Zastanawiał się nad wyjazdem na drugi koniec kraju, odcięcia się od wszystkich i wszystkiego.
 – Proszę – usłyszał i ujrzał przed sobą tacę z kanapkami.
Spojrzał w górę i zdziwiony zobaczył blondynkę.
 – Lovegood? – zmarszczył czoło.
 – Mam na imię Luna – odpowiedziała z lekkim uśmiechem.
 – Czego chcesz? – warknął.
 – Niczego. – Wzruszyła ramionami. – Po prostu przyniosłam ci kolacje.
 – Nie prosiłem cię o to!
 – Wiem o tym. – Potrząsnęła głową, a w jej uszach zabrzęczały rzodkiewkowe kolczyki. – Ale mama uczyła mnie, żebym zawsze karmiła kogoś, gdy ten ktoś nie je tyle, ile powinien.
 – Twoja matka jest dziwna – mruknął.
 – Była – poprawiła go, dalej się uśmiechając. – Nie żyje, choć wierz mi, była wspaniałą czarownicą, a tata mówi, że trochę szaleństwa w życiu jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
 – Naprawdę jesteś Pomyluną – prychnął.
 – Wielu tak myśli i nie szkodzi, nie przeszkadza mi to – odpowiedziała i ruszyła do drzwi.
 – Dlaczego to zrobiłaś? – zapytał, patrząc na jedzenie.
 – Potrzebowałeś pomocy – odpowiedziała z uśmiechem i odeszła.
Blondyn przyglądał się oddalającej dziewczynie i pierwszy raz od dawna uśmiechnął się.
Gdy wyjechał do jednego z wakacyjnych domów Malfoyów, spotkał Lunę, która spędzała wakacje w okolicy. Z nudów zaczął towarzyszyć jej w codziennych wczesnych wycieczkach. Blondynka chcąc zobaczyć najróżniejsze (jego zdaniem nieistniejące stworzenia), wstawała o (znów jego zdaniem) wczesnych porach. Kto normalny w deszczowy dzień zrywa się z łóżka?
Od dnia ich wspólnych wycieczek minęło pół roku. Może to się wyda dziwne, lecz zostali parą, choć nikt o tym nie wiedział oprócz jednej osoby. Dlaczego? Ojciec Luny zginął w czasie wojny. Nie mając nikogo, wyjechała, a on z rodzicami kontaktował się jedynie listownie. Jedynie Zabini, który nie pozwolił wyrzucić się z życia blondyna, wiedział o związku z niebieskooką.
 – Dostałeś list od rodziców – głos Luny przywołał go do rzeczywistości.
 – Jak co dzień – mruknął.
Jego matka nie mogąc pogodzić się z odejściem syna, pisała do niego każdego dnia. W każdym liście namawiała go na powrót. Wiedział, że jest to nieuniknione. Czekał z niepokojem na jedyną wiadomość, na którą musi zareagować powrotem, inaczej może pożegnać się z majątkiem. Nie powiedział jeszcze o tym Lunie, ale przeczuwał, że właśnie dziś nastał ten moment.
 – Koperta wygląda inaczej niż zwykle – odezwała się po chwili. – Twoja mama zawsze pisze po prostu Draco, tym razem widnieje tam Draco Lucjusz Malfoy… To coś ważnego.
Blondyn uśmiechnął się lekko. Zawsze wiedziała więcej niż inni. Zauważała rzeczy, na które nikt nie zwracał uwagi.
 – Nie powiedziałeś mi o czymś, prawda? – zapytała poważnie.
Do Dracona znów napłynęło wspomnienie, tym razem ich pierwszego pocałunku.
 – Lu… co? – Draco spojrzał na nią jak na wariatkę.
 – Lunaballa – odparła ze śmiechem. – Niezwykle nieśmiałe stworzenie, opuszcza swe nory tylko podczas pełni księżyca. Ma gładkie, bladoszare ciało, wyłupiaste, okrągłe oczy na czubku głowy i cztery nogi o wielkich płaskich stopach. Podczas pełni lunaballe wykonują tylnymi nogami skomplikowane tańce. Podejrzewa się, że jest to rodzaj zalotów. Obserwowanie ich tańca w pełni jest bardzo fascynującym przeżyciem.
 – A nie może wychodzić z tej cholernej nory w południe? – narzekał.
 – Widocznie nie. – Spojrzała na niego oczami pełnymi wyczekiwania.
Nie mógł się powstrzymać, więc pochylił się i złączył ich usta w czułym pocałunku.
Gdy oderwali się od siebie, Luna uśmiechała się rozmarzona.
 – Pierwszy pocałunek jest jak słońce – wschodząc rozpoczyna dzień, który nigdy nie będzie taki sam jak inne – wyszeptała.
 – Na każdą okazję masz powiedzonko? – zapytał ze śmiechem.
 – Mam nadzieję. – Wzruszyła ramionami i ruszyła ku miejscu, gdzie mieli obserwować stworzenia.
 – Możliwe, że wiadomość znajdująca się w kopercie, zmusi mnie do powrotu – wyznał, zaciskając szczękę.
 – Jaka to może być wiadomość? – Zmarszczyła czoło.
 – Prawdopodobnie rodzice wybrali mi żonę – odparł głosem wypranym z uczuć.
Luna odwróciła wzrok i zapatrzyła się w kopertę leżącą na stole.
 – Kochać to także umieć się rozstać. Umieć pozwolić komuś odejść, nawet jeśli darzy się go wielkim uczuciem. Miłość jest zaprzeczeniem egoizmu, zaborczości, jest skierowaniem się ku drugiej osobie, jest pragnieniem przede wszystkim jej szczęścia, czasem wbrew własnemu. * – wyszeptała. – Możesz go teraz przeczytać?
 – Po co? – warknął.
 – Chcę wiedzieć czy to dzisiaj.
Draco westchnął, gwałtownie otworzył kopertę i wyciągnął list. Czytając, czuł wzrok blondynki. Wiedział, że właśnie ich wspólna droga dobiega końca.
Dziewczyna musiała wyczuć, że wiadomości nie są pomyślne, przynajmniej dla niej.
 – Kogo wybrali? – zadała pytanie, które sprawiło, że jej serce zaczęło szybciej bić.
 – Nie napisali…. Przedstawią mi ją jutro na balu – odpowiedział głucho.
 – Na pewno jest wspaniała – powiedziała z wymuszonym uśmiechem.
 – Nie musimy tego kończyć… coś nas łączy i…
 – Gdy moja mama umarła, tata nie związał się z nikim. Gdy miałam dziesięć lat, zapytałam go, dlaczego nie ożeni się ponownie – zamyśliła się. – Odpowiedział „To bardzo dziwne, ale naprawdę można kochać kogoś przez całe życie. Niezależnie od tego, jak daleko znajduje się ukochana osoba, jej wspomnienie zawsze nosi się w sercu”.**
 – Luna ja… – zaczął, lecz nie wiedział, co ma w tym momencie powiedzieć.
 – Nie musisz nic mówić – odezwała się po chwili blondynka. – Może i większość uważa mnie za szaloną i może mają rację, ale ja wiem, kiedy trzeba przestać marzyć – powiedziała i Draco pierwszy raz widział smutek w jej oczach.
 – Możemy się spotykać jeszcze przez jakiś czas – odpowiedział niepewnie.
 – Czas – wyszeptała Luna, po czym podniosła na niego swoje piękne oczy. – My już nie mamy czasu Draco. Za miesiąc czy nawet szybciej będziesz musiał wybrać, co jest dla ciebie najważniejsze – westchnęła i skierowała się do drzwi.
 – Mówisz, jakby wszystko było już przesądzone – zdenerwował się.
 – Bo jest. – Posłała mu swój delikatny uśmiech. – Gdy stąd wyjdę, zapomnisz o mnie, jutro poznasz kobietę, która będzie z godnością reprezentować twoją rodzinę.
 – To nie jest takie proste – warknął.
 – Jest. – Otworzyła drzwi. – Może patrzę przez różowe okulary na świat, ale tylko to pozwala nie pogrążać się w szarościach… Pamiętaj Draco, poznasz tą jedyną, wyśnioną i nie będzie miała ona rzodkiewkowych kolczyków – zakończyła ze smutnym uśmiechem, po czym wyszła.
Malfoy stał przez chwilę, nie wiedząc, co ma począć. Gdy usłyszał dźwięk teleportacji, uzmysłowił sobie coś, czego być może jego rodzice nie zaakceptują… a mianowicie, że chyba zaczął kochać rzodkiewki!

Luna pierwszy raz od śmierci matki zamknęła się w swoim pokoju. Nawet po starcie ojca nie pozwoliła sobie na żal i płacz. Od dziecka słyszała, że należy widzieć tylko pozytywne rzeczy. Gdy dowiedziała się o śmierci ojca, wmawiała sobie, że jest w lepszym miejscu, że spotkał się z żoną i oboje patrzą na nią z uśmiechem. Lecz w tej chwili chciałaby mieć ich obok. Chciała, żeby powiedzieli jej, co dobrego jest w starcie ukochanego. Jak sprawić, by cieszyć się jego decyzją…
Siedząc na łóżku, na którym sypiała od siedemnastu lat, pozwoliła łzom płynąć, pozwoliła, by szarość życia dostała się do jej zaczarowanego pokoju. Nie widziała ściany ze zdjęciami uśmiechniętych rodziców, obrazów namalowanych przez jej matkę, kolorowych zasłon, które nawet w deszczowy dzień sprawiały, że uśmiech pojawiał się na ustach. Płakała nad swoją samotnością, nad życiem, które jej odebrano, życiem z blondynem, który szturmem zdobył jej serce.
Przypomniała sobie chwilę, w której zrozumiała, że go kocha.
Obserwowali Wsiąkiewka
 – Czemu one cię tak ciekawią? – zapytał znudzony, obserwując srebrno – zielone jaszczurki, o wielkości ciała osiągającej do 10 cali.
 – Ponieważ ich szczególną zdolnością jest szybkie zmniejszenie się, przez co nigdy nie zostały zauważone przez mugoli. Skóra jest wysoko ceniona przez czarodziejów. Wytwarza się z niej magiczne sakiewki i portfele, a ten materiał reaguje tak samo na zbliżanie się obcego jak sama jaszczurka; dlatego złodziejom bardzo trudno jest znaleźć sakiewki ze skóry wsiąkiewki. Fascynują mnie…
 – Ciebie wszystko fascynuje – zakpił.
 – To prawda – odpowiedziała z uśmiechem i spojrzała na niego.
Stał z przechyloną głową i wzdychał.
 – Długo jeszcze?
 – Chwilę – wyszeptała, przyglądając mu się. Jej serce mocniej zabiło, gdy uświadomiła sobie, że spędza z nią wolny czas na rzeczach, które go nie interesują. Jego obecność sprawia jej radość, a przecież tak ceniła sobie samotność…
Miłość – szepnął jej rozum.
 – Miłość – powtórzyła cicho i uśmiechnęła się.
Po nieprzespanej nocy leżała wpatrując się w sufit, zdziwiona usłyszała jakiś hałas w ogrodzie.
Luna wyjrzała przez okno i zamrugała kilka razy, zdumiona tym co widzi. Wybiegła szybko do ogrodu i stanęła przed klęczącym Draco, który zawzięcie sadził coś na grządce.
 – Co ty robisz? – zapytała ze śmiechem.
 – Sadzę rzodkiewki – odpowiedział śmiertelnie poważnie.
 – Draco, sadzi się je w pierwszej połowie kwietnia – powiedziała, a widząc załamaną minę chłopaka, zachichotała.
 – Więc ona nie urośnie? – mruknął smętnie.
 – Nie. – Pokręciła przecząco głową i spoważniała. – Dlaczego to robisz?
 – Powiedziałaś kiedyś, że najlepszym prezentem ślubnym będzie rzodkiewkowy naszyjnik… A pomyślałem, że spojrzysz na mnie milszym okiem, gdy sam zasadzę to cholerne warzywo i potem zrobię ci z tego naszyjnik. – Przeczesał ręką swoją blond czuprynę. – Ale chyba mi to nie wyjdzie.
 – Prezent ślubny? – powtórzyła zdumiona.
 – Przepraszam Luno – powiedział, podchodząc do niej i delikatnie pogłaskał ją po policzku. – Byłem idiotą, nie zauważyłem, że ty jesteś tą jedyną.
 – Jesteś tego pewien? – zapytała poważnie.
 – Jak najbardziej – wyszeptał z ustami przy jej ustach. – Jestem Malfoy, ja zawsze wiem, czego pragnę!
 – I chcesz za żonę Pomylunę? – zaśmiała się.
 – Jesteś jedyna w swoim rodzaju – uśmiechnął się, przytulając ją mocno. – Jesteś najlepszą kandydatką na Panią Malfoy!
 – Mam nadzieję, że sprostam twoim oczekiwaniom – mruknęła.
 – Kocham cię – wyszeptał, jakby to była najlepsza odpowiedź.
 – Ja ciebie też – zarzuciła mu ramiona na szyję i pocałowała czule. – A co na to twoi rodzice?
 – Ojciec na początku był wściekły, ale przypomniałem mu o tym, że jesteś czystej krwi, więc dał spokój. Matka jest zachwycona i już zaczęła szykować przyjęcie zaręczynowe, więc jak ci to powiedzieć… Gdybyś odmówiła i tak zaciągnąłbym cię do Malfoy Manor siłą!
 – Nie wątpię – wyszeptała szczęśliwa.

Cztery lata później
Draco spojrzał na Lunę z zadowolonym uśmiechem. Założyła dziś na siebie piękną, zieloną suknię, a w uszach miała kolczyki w kształcie żurawiny.
 – Musimy tam iść? – zapytał, przytulając ją.
 – Chcę spotkać się z Hermioną i Ginny – odpowiedziała radośnie.
 – Gdy dowiedzą się, czyją jesteś żoną, nie będą zbyt miłe – ostrzegł.
 – Będzie dobrze. – Była pewna, że przyjaciółki zachowają się wspaniale. – Czekamy na Blaise'a i Pan?
 – Miałem na nich czekać przy punkcie teleportacyjnym. – Wzruszył ramionami. – Diabeł sobie tak wymyślił.
 – To co ty tu robisz? – oburzyła się. – Twój przyjaciel zaraz się pojawi!
 – Sądzę, że trafi do Wielkiej Sali – odparł ze śmiechem.
 – Obietnica to obietnica – powiedziała. – Idź! Poradzę sobie!
 – Nie wątpię – pocałował ją w czoło.
 – No więc idź – zaśmiała się na widok jego niezadowolonej miny. – Nie będę sama!
 – Jeszcze przez trzy miesiące – odpowiedział, gładząc ją po zaokrąglonym brzuchu.
Luna z rozmarzonym uśmiechem ruszyła do Wielkiej Sali. Draco dał się przekonać, że nic jej nie grozi ze strony jej przyjaciół. Nie widzieli się przez pięć lat, czas wznowić znajomość.
Wiele osób widząc ją, marszczyło czoło, nie mogąc uwierzyć, że to Pomyluna, poznali ją jedynie dzięki kolczykom.
 – Luna! – wykrzyknęła Ginny i przytuliła ją mocno.
 – Witaj – odparła.
Po rudowłosej objęła ją Hermiona.
 – Pięknie wyglądasz – powiedziała z zachwytem.
 – Dziękuję. – Blondynka rozglądnęła się po Sali. – Gdzie Harry i Ron?
 – Ron tańczy z Lavender – odpowiedziała Hermiona z uśmiechem.
 – A Harry poszedł z naszym synkiem do toalety – dodała Ginny.
Luna spojrzała na obie kobiety.
 – Jesteście szczęśliwe?
 – Bardzo – obie zaśmiały się, odpowiadając zgodnie.
 – Hermiono, podobno wyszłaś za profesora Snape’a! – Luna ujrzała Mistrza Eliksirów rozmawiającego z dyrektorem.
 – Dwa lata temu. – Była Gryfonka się zarumieniła.
 – Pasujecie do siebie – powiedziała pewnie. – Zawsze pasowaliście. To była kwestia czasu, kiedy wyznacie sobie uczucie.
 – Wiedziałaś o tym, prawda? – zapytała Hermiona, widząc jej uśmiech.
 – Nic nowego. – Ginny wzruszyła ramionami.
Po chwili dołączyli do nich Ron z Lavender oraz Harry z małym Jamesem. Snape tylko prychnął, widząc ich przy jednym stole, wyszeptał kilka słów Hermionie na ucho i zajął miejsce przy stole nauczycielskim.
 – Wróciłaś na stałe? – zapytał Harry.
 – Tak – odparła z uśmiechem. – Postanowiliśmy, że Ariel wychowamy w Londynie.
 – My? – Lavender spojrzała na nią, marszcząc czoło. – A kto to my? Ojciec twojego dziecka?
 – Lav! – oburzyła się Hermiona.
 – No co? – Dziewczyna nie wiedziała, o co chodzi. – Przecież każdy jest ciekawy kogo to dziecko!
 – Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, Brown – zakpił Draco, pojawiając się w towarzystwie Zabiniego i Pansy.
 – Czego chcesz Malfoy? – zapytał Ron ze złością.
 – Od ciebie nic łasico – warknął blondyn.
 – Ja bym tam poprosił, by rzucił się w przepaść – odezwał się Blaise.
 – Diable! – oburzyła się Pansy.
 – Kochanie ja tylko… – widząc jej minę, zamilkł.
 – Pan musisz nauczyć mnie tego wzroku – powiedział Draco rozbawiony. – Ja nie wiem, jak go uciszyć.
 – Draco! – Tym razem Luna zwróciła mężowi uwagę.
 – Tak skarbie? – udał zdziwionego.
 – Ja bym go pogonił – powiedział Blaise z szatańskim uśmieszkiem. – Należy mu się!
 – Cnotliwa kobieta nie goni za mężem, bo kto widział, by pułapka goniła mysz? *** – odparła, wzruszając ramionami.
 – Luna! – Draco założył ramiona na piersi i przeczekał śmiech towarzystwa.
 – Czekajcie! To wy jesteście małżeństwem? – Lavender wyglądała, jakby ktoś zdzielił ją tłuczkiem.
 – Odkryłaś Amerykę – prychnął arystokrata, chwytając rękę Luny, by pomóc jej wstać.
 – Gdzie idziecie? – zapytała Hermiona. – Usiądźcie z nami!
 – Wolę spotkanie oko w oko z… – zaczął, lecz westchnął, widząc proszący wzrok żony. – Dobra, ale to nie będzie przyjemny wieczór!
 – Nie przesadzaj… Jakoś wytrzymamy w twoim towarzystwie – odparła Hermiona z krzywym uśmieszkiem.
 – Małżeństwo ze Snape’em źle na ciebie wpływa – ocenił Zabini, czym rozładował atmosferę, sprawiając, że resztę nocy spędzili w wyśmienitych humorach.
*****
 – Ariel gdzie chcesz iść na spacer? – zapytał Draco swoją trzyletnią córeczkę.
 – Oglądać Topka! – wykrzyknęła z uśmiechem.
 – Luna, o czym ona mówi? – zapytał żonę, która roześmiała się na widok jego zdezorientowanej miny.
 – Stworzenia zabawne. Są troszkę większe od gnomów. Często mylone z chochlikami, lecz w przeciwieństwie do chochlika – topek nie potrafi latać i ma jaskrawe ubarwienie. Lubi tereny bagniste i wilgotne, często można go spotkać nad brzegami rzek i jezior, gdzie podstawia nogę i popycha przechodzącym ludziom. Żywi się małymi owadami, a rozmnaża się podobnie jak elfy, z taką różnicą, że nie przędzie kokonów. Młode wykluwają się z jaj w pełni uformowane, mając nie więcej niż cal. Topki uwielbiają zabawy z czarodziejskimi petardami – odpowiedziała, patrząc na swoją rodzinę rozmarzonym spojrzeniem.
 – Jakby inaczej – mruknął Draco. – Ariel może polatałabyś na miotle?
 – Potem! Teraz Topek! – odpowiedziała, chwytając go za rękę i ciągnąc w stronę rzeki.
 – Luna, nasza córka jest twoją małą kopią – powiedział z wyrzutem.
 – I co z tego? – zapytała, chwytając go za drugą rękę.
 – Zrobimy sobie jeszcze jedną córkę? – Pocałował ją w rękę. – Im więcej ciebie tym lepiej.
 – Kocham cię – wyszeptała.
 – Ja ciebie też Lunka – odparł Draco.
 – Ja was też – odezwała się Ariel z promiennym uśmiechem.
 – My ciebie też skarbie – odpowiedzieli chórem.

**Santa Montefiore
***Julian Tuwim



                                           


**Santa Montefiore
***Julian Tuwim